-

stanislaw-orda : [email protected].

O sowietofobii

Była poprzednio notka o rusofilstwie:
http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/rusofilstwo
a zatem dla równowagi będzie również rzecz o sowietofobii, jakkolwiek nie należy mylić jej  z rusofobią, bo, wbrew popularnemu przekonaniu, nie są to terminy jednoznaczne.

Mamy w Polsce uzasadnione powody do sowietofobii. Oczywiście, nie tylko my, ale wszystkie zniewolone nacje, które w wyniku narzucania przez komunistów swojego władania na coraz nowych terytoriach, znalazły się w obcęgach sowietyzmu. Choćby np. Łotwa, gdzie ponad połowa populacji tamtejszego kraju została wymordowana albo zaginęła w syberyjskich czy kazachstańskich gułagach. I każda z wymienionych nacji ma na ogół swój własny „Katyń”. Ale rzecz jasna, nas interesuje przede wszystkim segment polskich losów.

Dla ilustracji wyżej wspomnianych uzasadnionych powodów przedstawiam tekst napisany przez  kpt. dr Waleriana Charkiewicza* (vide przypis), żołnierza 2 Korpusu Polskiego (dowodzonym przez gen. Wł. Andersa) , a który został zamieszczony 70 lat temu w londyńskich "Wiadomościach” (nr 11(154) z 13 marca 1949 r.). Tytuł wspomnianej publikacji brzmi „Jeńcy wojenni w Sowietach”.

W ramach prac redakcyjnych dokonałem jedynie zmiany formy z czasu teraźniejszego na przeszły, gdyż w chwili gdy Autor pisał swój tekst były to wówczas realia aktualne (na połowie Europy istniał w najlepsze komunizm  ryutu sowieckiego). Zwracam jednocześnie uwagę, że Autor nie używa określenie rosyjski czy Rosjanie, ale konsekwentnie stosuje terminy sowiecki lub Sowieci. Także jako skrót: ZSRS (Zwiazek Socjalistycznych Republik Sowieckich).

A oto ten tekst

Zagadnienie jeńców wojennych w Sowietach raz po raz w ten lub inny sposób przypomina o sobie. Żaden naród nie może doliczyć się swych ludzi, jeżeli mieli oni nieszczęście stać się jeńcami sowieckimi. Przede wszystkim Polacy. Ilu polskich żołnierzy trafiło do niewoli sowieckiej? Nie wiemy dokładnie. Ilu żyje dziś jeszcze w Sowietach? (chodzi o rok 1950 r. - przypis mój. SO). Nie wiemy również ilu zmarło śmiercią „naturalną” wskutek całkiem nienaturalnych warunków życia. Ilu zostało zamordowanych? Nie wiemy, musimy operować cyframi przybliżonymi.

Nie mogli doliczyć się swych żołnierzy Włosi, choć do Włoch rzekomo wrócili wszyscy byli jeńcy włoscy. Niewiele wiedzą o swoich żołnierzach w niewoli sowieckiej i Niemcy, którzy rozmaicie obliczają Niemców w niewoli sowieckiej - zabranych I pozostałych przy życiu. O narodach „satelickich” nie ma co mówić: zagadnienie jeńców w Sowietach było tam sprawą drażliwą. I tylko grupy emigracyjne raz po raz biły na alarm, rzecz jasna bez żadnego skutku.

Gdy więc mówi się o niewoli sowieckiej przed oczami zwykle zarysowują się niezmierzone przestrzenie syberyjskie i okrutne mrozy dalekiej północy. I nikt właściwie nie wie, że nie mrozy i przestrzenie były groźne dla jeńca lecz zasadniczy stosunek bolszewików do żołnierzy nieprzyjacielskich.

Odrzucając etykę chrześcijańską („opium”) i zasady rycerskości („przesąd burżuazyjny”) bolszewicy traktowali jeńców wojennych w sposób nie tylko niezgodny z postanowieniami konwencji haskiej i genewskiej, ale w ogóle nigdy nie praktykowany i nie znający przykładu w historii. Nawet okrutny jasyr tatarski lub okropne galery tureckie, stanowiące przed wiekami postrach Europy, wyglądają humanitarnie w porównaniu z niewolą sowiecką. Sowiety nie uznawały konwencji genewskiej z 1929 r. Były w tym konsekwentne. Postanowienia państw kapitalistycznych oparte na etyce chrześcijańskiej nie mogły mieć żadnej wartości dla państwa proletariackiego „kierującego się najdoskonalszą etyką, bo etyką partii komunistycznej”.

Zwalniając siebie z zobowiązań ustalonych w przepisach konwencji genewskiej, bolszewicy nie przeciwstawili innym narodom własnej koncepcji traktowania jeńców z tej prostej racji, że wszyscy ludzie podług nich należeli albo do klasy wyzyskiwaczy, albo do klasy wyzyskiwanych. Jeniec wojenny, jak każdy człowiek, był albo owym proletariuszem, który powinien być szczęśliwy, że dostał się do” raju proletariatu”, albo też wrogiem klasy pracującej, czyli zbrodniarzem, którego należy unieszkodliwić lub zniszczyć.

Dlatego też bolszewikom były całkiem obce zasadnicze postanowienia genewskie mówiące o podstawowych prawach wszystkich bez wyjątku jeńców, jak np. że „jeńcy wojenni powinni być traktowani w sposób humanitarny …. środki odwetowe są wobec nich zabronione” (art. 2), że „jeńcy wojenni mają prawo do poszanowania swojej osoby i czci … jeńcy zachowują pełną zdolność cywiIną (art. 3), że „oficerowie i im równorzędni jeńcy wojenni będą traktowani ze względami należnymi ich randze
i wiekowi”
(art. 21).

Wytykanie bolszewikom nieprzestrzegania postanowień konwencji genewskiej było bezprzedmiotowe skoro bolszewicy uchylili się od przyjęcia tych zobowiązań, a cały świat nie wyłączając „wielkich demokracji” na to nie zareagował i reagować nie zamierzał - ale ponieważ w Genewie ustalono abecadło rycerskości i prawa ludzkiego, przeto zastanowienie się nad tym, czego bolszewicy nie przyjęli i czego nie uznawali, ma swoje znaczenie i wartość. Oczywiście materiału dowodowego dostarczyły nam przeżycia jeńców polskich.

Przy zabieraniu do niewoli żołnierzy polskich bolszewicy natychmiast dokonywali podziału na oficerów i szeregowych, bynajmniej nie w celu traktowania oficerów zgodnie z art. 21 konwencji genewskiej, lecz po to by wyłączyć „niewątpliwych” wrogów proletariatu. Do grupy oficerów dołączano zwykle policjantów, żołnierzy korpusu ochrony pogranicza, żandarmerię, straż graniczną oraz sędziów, prokuratorów i urzędników administracji państwowej. W wielu wypadkach jeńców tej kategorii mordowano natychmiast aby dać przykład bezkompromisowości proletariatu, który budując lepszą przyszłość, usuwa wszystkich szkodników.

Posiadanie stopnia oficerskiego w armii „faszystowskiej” uważali bolszewicy za przestępstwo nie mogące liczyć na łagodniejszy wymiar kary. Nawet kobietom zwiększali karę, jeżeli były one żonami oficerów. Nie oszczędzali oficerów specjalistów, którzy nosząc mundur wojskowy nie brali udziału w walce zbrojnej. Tak w masie zaginionych oficerów z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie znajdowało się kilkudziesięciu duchownych różnych wyznań, około ośmiuset lekarzy, wielka ilość inżynierów, topografów, itp. Stosunek bolszewików do kapelanów wojskowych i do lekarzy jest tym bardziej jaskrawy, że ZSRS podpisał i ratyfikował konwencję genewską z 1929 r. o polepszeniu losu chorych i rannych.

W art. 9 mówi się tam o lekarzach kapelanach „Personel przeznaczony wyłącznie do zbierania, przenoszenia rannych i chorych I leczenia ich jak również do zarządzania formacjami i zakładami sanitarnymi, kapelani przydzieleni do armii będą uszanowani i otaczani opieką w każdym wypadku; o ile wpadną w ręce nieprzyjaciela, nie będą traktowani jako jeńcy wojenni”.

Nie tylko posiadanie stopnia oficerskiego ale i ukrywanie tego stopnia stanowiło w oczach bolszewików przestępstwo. Wielu naszych szeregowych wskutek inteligentnego wyglądu lub takich podejrzanych dowodów jak złote koronki na zębach było posądzonych o ukrywanie stopnia oficerskiego, a co za tym idzie naraziło się na bicie, karcery z betonową posadzką zalaną wodą, na wyznaczanie do najbardziej przykrych robot porządkowych w obozie, itp.

Jeńcy w Sowietach byli pozbawieni podstawowych praw przysługujących jeńcom na całym świecie. Przede wszystkim, wbrew art. 8 konwencji genewskiej, który nakazuje stronom wojującym, powiadamiać w jak najkrótszym czasie stronę zainteresowaną za pośrednictwem biur informacyjnych o wszelkim wzięciu do niewoli jeńców, władze sowieckie nie tylko nie powiadamiały nikogo, ale przeciwstawiały się wszelkim próbom ustalenia stanu faktycznego. Ani Międzynarodowy Czerwony Krzyż, ani jakakolwiek inna instytucja nie miały na terenie
ZSRS prawa działania i opieki nad jeńcami.

Niewola sowiecka była równoznaczna z zaginięciem jeńca. Władze sowieckie starannie ukrywały stan jeńców i w tym celu, m.in., utrudniały jeńcom korespondencję z rodziną. Umożliwienie korespondencji jeńcom uznane przez konwencję genewską (art. 36) za podstawowe prawo, w Sowietach było traktowane jako nagroda za dobre sprawowanie. Wydawanie listów zawsze było połączone z „doprosem”, żądano bowiem od jeńca wyjaśnień dotyczących nie tylko osoby wysyłającego, ale i spraw z listem niezwiązanych jak informacji dotyczących życia w obozie i zachowania się poszczególnych kolegów. Jeżeli jeniec uchylał się od denuncjacji, nieraz pozbawiano go prawa wysyłania i otrzymywania listów.

Odcięty od świata i pozbawiony opieki jeniec w ZSRS był całkowicie uzależniony od władz sowieckich, które nigdy nie ujawniały jakie, według ich postanowień są prawa jeńca, natomiast ciągle mówiły, czego jeńcom robić nie wolno. Zakazana była przede wszystkim dziedzina życia religijnego i kulturalnego. Pod względem religijnym pobyt w niewoli sowieckiej stawał się dla każdego wierzącego jeńca pasmem udręczeń. Konfiskata książeczek do nabożeństwa, różańców, medalików, ryngrafów, krzyżyków, itp., prowadzenie na terenie obozów propagandy antyreligijnej, zakaz śpiewów religijnych, modlitw zbiorowych, odczytów i dyskusji, wszystko to drażniło, przygnębiało, męczyło.

Do pogłębienia takiego nastroju znakomicie przyczyniało się położenie niektórych obozów, umieszczonych na terenie dawnych wielkich klasztorów. Splugawione cerkwie, zniszczone i sprofanowane cmentarze, gdzieniegdzie zachowane wizerunki Chrystusa, Najświętszej Panny lub świętych z wydłubanymi oczami i nosami budziły bezsilny gniew i wywoływały depresję.

Potrzeby umysłowe i moralne były w obozach sowieckich całkowicie lekceważone: kultura przecież jest tylko jedna na świecie jeżeli chodzi o jej najwyższy szczebel – to kultura sowiecka, a ta całkowicie zadowala się pogadankami „politruków” i lekturą książek z „agitbiblioteki”. Książki polskie były szczególnie tępione. Tak np. w krótkotrwałym obozie w Olesku (woj. tarnopolskie) znalazł się księgozbiór szkoły żeńskiej gospodarstwa wiejskiego. Bolszewicy, gdy się o tym dowiedzieli, kazali wszystkie książki spalić!

Zadaniem obozów jeńców w ZSRS, jak wszystkich bolszewickich obozów, jest osławione „pieriewospitanje”, reedukacja (podkr. moje. SO) zmierzająca do przerobienia wolnych ludzi na komunistów, posłusznych rozkazom NKWD. Środkami do tego celu były pogadanki „politruków”, filmy propagandowe, odpowiednie książki, no i kary. O sankcjach karnych w stosunku do jeńców, o karach dyscyplinarnych i postępowaniu sądowym obszernie mówią postanowienia konwencji w art. 45-67. Uwzględniono tam wszelkie możliwe przewinienia i rozmaite sposoby kar , nie przewidziano jednak zupełnie fantastycznych praktyk bolszewickich. Kary w ZSRS były wyznaczane bez umiaru i bez usiłowania uzasadnienia, a stosowanie najokrutniejszych tortur przy „doprosach” sprawiało, że jeniec znajdował się pod stałym terrorem. Zresztą jeniec w każdej chwili mógł przestać być jeńcem, bo na podstawie zaocznego wyroku łatwo stawał się przestępcą, ukaranym „sądownie”. O winę bardzo łatwo, wystarczył bowiem sam fakt służby w armii „faszystowskiej”.

Praca w obozach ZSRS odbywa się w warunkach całkowicie sprzecznych z zasadami ustalonymi na konferencji w Genewie. Przeznaczano do niej nie tylko jeńców fizycznie silnych i zdrowych (art. 27-30), lecz również słabych i chorych. Podoficerom wyznaczano nie tylko prace nadzorcze, ale i fizyczne. Wynagrodzenia nie dawano wcale, albo też było ono fikcją wskutek norm, niemożliwych do wykonania, a przy tym stale płynnych. Dzień pracy dochodził nieraz do 16-18 godzin, odpoczynek niedzielny przeważnie nie istniał.

Konwencja genewska w specjalnych rozdziałach (art. 31-32) omawia prace niedozwoloną, do której należy praca mająca związek z działaniami wojennymi lub w warunkach niezdrowych i niebezpiecznych. Większość obozów jeńców polskich w ZSRS była przeznaczona do prac związanych z działaniami wojennymi. Np. jeńcy z 59 obozów w ZSRS i na terenach okupowanych przez Sowiety, budowało strategiczna szosę Lwów – Kijów, z 8 budowało lotniska (m.in. na półwyspie Kola), a 5 wielkich zespołów obozów na terenie sowieckiego zagłębia donieckiego i w rejonie Krzywego Rogu było rozmieszczonych przy kopalniach rudy żelaznej i węgla. Ruda i węgiel, wydobywane rękami żołnierzy polskich, szły do połowy 1941 roku do Niemiec. Na tym tle doszło do zaburzeń, gdyż jeńcy polscy nie chcieli pracować na korzyść Niemiec.

Co do warunków pracy to wszędzie one były wyjątkowo niezdrowe i niebezpieczne. Jeńcy pracowali w szybach urządzonych prymitywnie, zalanych wodą i niezabezpieczonych. Katastrofy były częste i pociągały liczne ofiary. Zdarzyło się, że jeńcy polscy, ex-internowani na Litwie, zetknęli się ze swymi kolegami z obozów jenieckich w Krzywym Rogu i dowiedzieli się o losie inwalidów, ofiar wypadków w kopalniach. Działo się to w obozie Pawliszczew Bor, niezbyt daleko od Kozielska.

Pewnej nocy bolszewicy przywieźli do obozu tajemniczą grupę jeńców i umieścili na specjalnym terenie, otoczonym płotem, wysokim ponad trzy metry, i drutem kolczastym. Za pomocą kartek, przywiązanych do kamieni, nawiązano łączność z izolowanymi więźniami i dowiedziano się, że są to Polacy z Krzywego Rogu, inwalidzi, nieraz bez rak i nóg. Uskarżali się oni na całkowite odseparowanie od życia zewnętrznego, i na ciągłe badania, połączone z biciem. Gdy bolszewicy zorientowali się, że grupy więźniów nawiązały ze sobą łączność, którejś nocy wywieźli inwalidów gdzie indziej. Po „amnestii”, wśród żołnierzy tych obozów, gdzie bolszewicy pozwolili przeprowadzić werbunek do Polskich Sił Zbrojnych, nie było ani jednego inwalidy. Życie jeńców w ZSRS było niezawodnie najcięższe w porównaniu z najcięższym zżyciem gdziekolwiek indziej.

Ale i śmierć jeńca nie była łatwa. Zwyczaje sowieckie nie dopuszczały, aby w myśl art. 76 konwencji genewskiej zmarli jeńcy „byli grzebani ze czcią, aby ich groby zaopatrzone były we wszystkie potrzebne wskazówki oraz aby były szanowane i utrzymywane w sposób należyty”. Pogrzeb chrześcijański był w Sowietach niedozwolony, stawianie krzyży nad mogiłami – zabronione, udział kolegów w pogrzebie zmarłego – niedopuszczalny. Zwłoki zmarłego jeńca traktowane były jak padlina, grzebano je lub palono bez modlitwy kapłana i bliskich. Jedynie bodaj w Kozielsku i Griazowcu powstały małe cmentarze z krzyżami nad mogiłami jeńców. Na ogół żołnierze polscy pobyt swój w niewoli sowieckiej znaczyli bezimiennymi mogiłami, których śladu dziś nikt nie znajdzie. Zbiorowy grób w Katyniu dopełnia obrazu martyrologii jeńców polskich nawet po śmierci.

Przypis:

(*) Walerian Charkiewicz
ur. 1890 r., zm. 24.06.1950 r. w Londynie – historyk, publicysta polityczny, poeta. Absolwent Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie (doktorat z filozofii w1928 r.). W okresie międzywojennym związany z miejscowym środowiskiem konserwatystów.

Walerian Charkiewicz był długoletnim członkiem Zarządu Związku Literatów w Wilnie, publicystą wileńskiego "Słowa", gdzie pisywał felietony i recenzje, m.in. w kolumnie „Ex libris” (opublikował kilkadziesiąt artykułów). Redagował razem z Mieczysławem Limanowskim miesięcznik „Źródła Mocy” (1927-1931). Debiutował w czasach studenckich trioletami na łamach „Alma Mater Vilnensis” (1922). W roku 1924 opublikował zbiorek poezji pt. „Kwiaty na łące”. (Wilno). Cykl jego artykułów historycznych z lat 1933-1934 w związku z odkopaniem w Katedrze Wileńskiej zwłok Aleksandra Jagiellończyka, który zmarł w Lidzie – i Barbary Radziwiłłówny – był wielkim wydarzeniem, przypominającym niemal pogrzeb Kazimierza Wielkiego.

Oddał się głównie szkicom historycznym i recenzjom. Rozmiłowany w Wilnie i jego przeszłości rozpoczął od pracy poświęconej Placydowi Jankowskiemu („Życie i twórczość”, 1928), zajął się unią kościołów („Zmierzch unii kościelnej na Litwie i Białorusi”, „U grobu unii kościelnej”, 1929), oraz innymi wydarzeniami historycznymi („Scypion ruski, Konstanty Iwanowicz Książę Ostrogski” (1929), „Żyrowice – łask krynice” (1929), „Studia o Mistrzu Andrzeju i Matce Mokrynie” (1935). Wileńskie „Słowo” opublikowało pamflet w odcinkach zatytułowany „Wileńska powieść kryminalna” (1933),
w którym za wątkiem sensacyjnym przedstawiony został karykaturalny obraz panujących w mieście stosunków koteryjno-politycznych. Pod nazwiskiem autora, czyli Felicji Romanowskiej, skryła się czwórka dziennikarzy „Słowa”, a jednocześnie znanych pisarzy.

Tworzyli ten kwartet Stanisław Cat-Mackiewicz, Józef Mackiewicz, Józef Wyszomirski oraz Walerian Charkiewicz. Dwanaście rozdziałów tej powieści napisał Józef Mackiewicz, dziesięć rozdziałów Jerzy Wyszomirski, cztery Stanisław Cat-Mackiewicz, a jeden rozdział Walerian Charkiewicz.


A oto słowa, które w 1946 r. napisał żołnierz spod Monte Cassino, kpt. Walerian Charkiewicz :

Przechodniu, powiedz Polsce... Wciąż ta sama prośba ten nakaz... Ale do kogo mówią polegli na Monte Cassino? Słowa polskie mogą być skierowane tylko do Polaków, lecz kto z Polaków może znaleźć się na szczycie góry Cassino, jako przygodny przechodzień, spieszący dalej i tylko przypadkowo mijający poetyczny cmentarz? Polak będzie na Monte Cassino pielgrzymem, turystą, wycieczkowiczem – może iść tu pełen głębokich myśli i wielkich wzruszeń, może szukać tylko wrażeń estetycznych, może trafić tu jakby z obowiązku, aby móc kiedyś komuś powiedzieć: byłem.

******

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



tagi: jeńcy polscy w sowietach 

stanislaw-orda
21 sierpnia 2019 13:01
6     1657    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda
21 sierpnia 2019 15:14

We wspomnieniach Jerzego Maciejewskiego napisane jest, że sowieci dobrze obchodzili się z jeńcami. Też pewnie zależy kto gdzie trafił

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @gabriel-maciejewski 21 sierpnia 2019 15:14
21 sierpnia 2019 15:51

Znacznie większa ilosc relacji jednak zaświadcza, że niekoniecznie dobrze. Może należałoby wyjaśnić , co wg wspomnianego autora oznacza określenie "dobrze"?

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @stanislaw-orda 21 sierpnia 2019 15:51
21 sierpnia 2019 16:18

Może naprawdę dobrze - bo wyznaczono tę grupę na wstępie, że tych akurat potem wypuszczą, aby robili zasłonę dymną swym dobrym doświadczeniem, albo chcieli i Go zwerbowali.

zaloguj się by móc komentować

valser @Brzoza 21 sierpnia 2019 16:18
21 sierpnia 2019 17:40

Staly fragment gry. Zydowscy kolaboranci z hotelu Polskiego pierwszy rzut z falszywymi paszportami przerzucili, ale tylko po to, zeby dostac listy i pocztowki od uciekinierow, ktorzy uwiarygodnili kanal przerzutowy. Cale reszta potem juz ladowala w piachu, ale wczesniej komora gazowa i krematorium. 

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @stanislaw-orda
21 sierpnia 2019 21:54

Każdy porządny człowiek powinien być sowietofobem. Bolszewiki to było totalne diabelstwo. Ale wszystkie narody kolonialistów mają tendencję do wybaczania sobie wiele i takim sposobem Rosjanie przez 2-3 wieki trenowali "łajdactwo wybiórcze" (dobrzy chrześcijanie dla "swoich", "Święta Ruś" i takie tam a dla "podbitych: więzienie, knut i łańcuch z kulą dla chłopca lat 14, który chciał czytać  po polsku) więc łatwo dawali się podpuszczać do rabunku, gwałtu i zbrodni pod jakimiś łatwymi hasłami w stylu "równość i braterstwo" albo "ziemia chłopom".  Chyba o jeden raz za dużo i rewolucja październikowa, która stworzyła "sowiety" czyli "władzę rad" stała się początkiem końca narodu rosyjskiego.

Notka znakomita. Wielkie dzięki.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @pink-panther 21 sierpnia 2019 21:54
21 sierpnia 2019 22:00

O rusofobii również zamieszczę  notkę. (W oparciu o publikacje  prof. zw. dr hab. Elżbiety Kaczyńskiej).

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować