-

stanislaw-orda : [email protected].

Pochwała liberum veto

Pochwała nie jest ode mnie, ale od Karola Zbyszewskiego i ma już niemal 70 lat, a zamieszczona była w Nr 321 z 1952 r. „Wiadomości” (londyńskich). Budzi pewną refleksję fakt, że tekst ten nie stracił zbytnio na aktualności, pomimo iż scenografia świata uległa przez ten czas wyraźnej zmianie (nie zaryzykuję oceny czy na lepsze, czy przeciwnie). Uznałem, że mimo uproszczeń natury publicystyczno-polemicznej, warto ten tekst zamieścić, bo jest praktycznie nieznany. Z tego, m.in., powodu, dodałem uzupełnienie o tło historyczne stanowiące dla tematyki tekstu Autora punkt odniesienia. Tło które pozostaje do dzisiaj kompletnie nieznane (ale znane było K. Zbyszewskiemu). Problem jest taki, że  w programach nauczania polskich szkół i uczelni nie ma o tym śladu, choć to przecież także historia Polski.
W appendix na końcu notki, zamieściłem ów kontekst, który jest wyimkiem ze znacznie obszerniejszej publikacji, do której podałem stosowny link.

W kilku miejscach, w stosunku do oryginału dokonałem skrótów (tekst w appendix) zaznaczonych jako (…), w kilku uwspółcześniłem ortografię bądź stylistykę oraz dodałem trochę przypisów [abc]
i trochę linków.

Zatem kto ciekaw, niech czyta, ale należy uwzględnić, że tekst był napisany w 1952 roku, zatem odniesienia w tekście dotyczą realiów z tamtego czasu.

========================================================================

Amerykanie wierzą we wszechmoc dolara! Rosjanie - we wszechmoc N.K. W.D. Anglicy wierzą w - pancerniki! Murzyni - w talizmany! A Polacy - w zgodę narodową!

Przeciętnie rozgarnięta papuga, powtarzając w kółko: „Zgoda! Trzeba nam zgody!", mogłaby należeć do grona polskich mężów stanu. Takąż by receptę miała na wszystko co i oni.

Fredro wyraził szczyt naszego myślenia politycznego pisząc: "Zgoda! Zgoda!... A Bóg wtedy rękę poda". Jest to jaskrawe sfałszowanie nauk płynących z Pisma św.

Czy Pan Bóg jest za zgodą, czy przeciw niej? Przeciw, oczywiście! I to zdecydowanie!

Jedynym przykładem w dziejach kiedy cała ludzkość - zgodnie! - podjęła wspólną akcję, to budowa wieży Babel. Pan Bóg nie był zadowolony.

Celny piorun, małe trzęsienie ziemi, brak cegieł - tysiąc było sposobów zepsucia szkodliwej roboty. Ale Pan Bóg wymierzył cios nie w samą wieżę, lecz w zgodę! Pan Bóg uznał, że z powszechnej zgody nigdy nic dobrego ludzkości nie przyjdzie, więc, mieszając języki, uniemożliwił zgodę i zgodne poczynania raz na zawsze.

Nasza murzyńska zabobonność co do talizmanu zgody jest starsza od naszego państwa. Niemiecki kronikarz Dytmar, taki Goebbels z czasów Bolesława Chrobrego, notuje:

Na wschód od Łaby mieszkali Polanie. Dziwaczne to plemię nie chciało nic poczynać bez jedno- myślnej zgody. Skoro więc trzeba było coś przedsięwziąć: wtedy większość póty kołami tłukła mniejszość, aż ją zatłukła lub do zgody przymusiła".

Gdyby nie sądy angielskie, chętnie byśmy ten system stosowali i tu, na emigracji [tekst napisany w 1952 r.

Najbardziej niesprawiedliwi ludzie na świecie, czyli historycy, przypisują rozkład i upadek Polski liberum veto. Po stu latach widzimy jasno, że wielka emigracja - zgodna czy niezgodna - nic nie mogła zdziałać, bo sytuacja europejska była nieodpowiednia. A tymczasem nie veto, lecz zasada „zgody" zgubiła Rzeczpospolitą . Parlament jest od tego by krzyżowały się w nim opinie. Rozumny poseł może być przegłosowany, ale dla czegóż ma na domiar rezygnować ze swego zdania? Piłsudski, w XVIII w. byłby pierwszym veciarzem. Większość jest od tego by nie mieć racji i - przeprowadzać to co uznaje za stosowne.

W parlamencie angielskim nigdy nie ma jednomyślności. I działa znakomicie. W sejmach Rzeczypospolitej urojono sobie że musi być jednomyślna zgoda. Więc nie działały wcale.

Dzieje Polski, w porównaniu z dziejami Anglii, Francji czy Rosji, to landrynka. Jakże mało w naszej historii królobójstw, buntów, wojen domowych, rzezi, gwałtownych przewrotów, rewolucji. Nasza historia, to - historia zgody. Ostateczny rezultat nie jest zachwycający.

Szczytowym punktem niezgody narodowej jest chyba rewolucja. Jeśli zgoda jest zbawienna, a niezgoda zgubna, - jak naiwnie wierzymy, - to dlaczego Anglia za Cromwella, Francja za Napoleona, Rosja za Stalina, a więc wszystkie bezpośrednio nazajutrz po krwawej rewolucji, doszły do zdumiewającej potęgi ? Rekordowa niezgoda sprawiła rekordowe sukcesy.

Zgoda, to luksus na który może sobie pozwolić tylko najsilniejszy naród. Umyśli zgodnie coś głupiego i - przefor-suje. Ale jednomyślna zgoda w narodzie słabszym, w narodzie, który nie może narzucić swej woli światu – prowadzi do katastrofy.

"Dobrzy Niemcy", to fantazja. Wszyscy Niemcy stali zgodnym murem za Hitlerem. Dlatego klęska Niemiec w ostatniej wojnie była tak kompletna. We Włoszech znaleźli się „niezgodni", „zdrajcy", „odszczepieńcy", - w terminologii Mussoliniego, którzy przerzucili się w porę na stronę aliantów, więc Włochy wyszły z wojny dużo lepiej. Gdyby w Niemczech hitlerowskich istniał poważny odłam „niezgodnych", który by podał rękę Anglo-Amerykanom, Rzesza nie byłaby podzielona na dwie części, nie miałaby okupacji sowieckiej i połowy swych miast w ruinach.

Rządzący zawsze łżą, że byle była zgoda w narodzie - to wszystko będzie dobrze. Potem wszystko jest fatalnie, rządzący nikną jak morowe powietrze i ratują sytuację ci co byli niezgodni, ci co mogą uczciwie powiedzieć „To tamci knocili! Myśmy zawsze chcieli inaczej".

Nie ma rządu tak dobrego, by nie mógł przyjść po nim lepszy. Historia daje tysiące przykładów takiej reguły dla słabych narodów w krytycznych momentach.

Absolutna zgoda - absolutny kataklizm! Mniejsza zgoda - mniejsza katastrofa!

Emigracja francuska, która uciekła podczas rewolucji i wróciła dopiero po upadku Napoleona, spędziła dwadzieś-cia kilka lat włóczęgi po Europie (1790-1815) na zajadłych, nieprzytomnych kłótniach. Byli orleaniści i burboni- ści, radykałowie i reakcjoniści, stronnicy Austrii, wyznawcy Rosji, zwolennicy Anglii, przeciwnicy wszelkiej obcej ingerencji.

Jakże niemrawo i apatycznie wyglądają nasze dzisiejsze polskie emigracyjne spory w porównaniu z intrygami, awanturami, zamachami, miotanymi na siebie wzajem oszczerstwami tych pełnych temperamentu emigrantów francuskich.

A jednak wrócili - skłóceni - tryumfalnie w r. 1815 i rządzili Francją przez piętnaście lat!

Gdyby emigracja francuska była zgodna i stanowiła monolit, czy wróciłaby o dzień wcześniej? Skądżeż! To nie miało żadnego znaczenia. Koalicja zmogła Napoleona - nie emigracja francuska. Koalicja wypowiedziała się za Burbonami, więc na tronie zasiadł Ludwik XVIII. Aleksander I [Romanow] dominował w koalicji, więc premierem Francji został twórca Odessy, przyjaciel cara, Richelieu [Armand-Emmanuel-Sophie-Septimanie de Vignerot du Plessis, duc de Richelieu]

Dzięki skłóceniu emigracja francuska miała na każdą ewentualność inny komplet stosownych stronników.

Bolszewicy w latach 1900-1917 byli drobną, mizerną partią. I co robi ta garstka marząca o wywróceniu cara? Kłóci się! Bez przerwy się kłóci!

Wszystkie kongresy partyjne są jedną, nieustanną pyskówką. Rozłamy, wzajemne wylewania się z partii, secesje, donosy, protesty... lata emigracyjne schodziły przywódcom bolszewizmu na dzikich waśniach, na wykańczaniu jedni drugich... A najkłótliwszy ze wszystkich był Lenin. Nigdy nie ustąpił, nigdy nie przystał na kompromis, nigdy nie szukał zgody, przeciwnie, Lenin dążył do rozłamów, podsycał spory wewnętrzne. I w rezultacie tej namiętnej, wewnętrznej niezgody rewolucjonist6w - w Rosji jednak wybucha rewolucja. I władzę obejmuje najkłótliwsza partia - tj. bolszewicy. I dyktatorem zostaje mistrz niezgody - Lenin.

Najbardziej niezgodna nasza partia, Stronnictwo Pracy rozłamowej, jest hufcem harcerskim w porównaniu z przedrewolucyjną partią bolszewicką. Jeśli Stronnictwo Pracy nie osiągnie tak efektownych wyników, to nie z powodu takiego drobiazgu jak niezgoda, lecz bo koniunktura jest inna, metody ma mniej skuteczne, program mniej atrakcyjny... no, z tysiąca przyczyn... może wreszcie i dlatego, że Haller [Józef] i Modrzewski [Stanisław Kauzik, używał pseudonmu Stanisław Dołega-Modrzewski], to niezupełnie kaliber Lenina i Trockiego.

Wielka emigracja była przeżarta kłótniami. A gdyby Lelewel i Czartoryski, Hotel Lambert i demokraci całowali się co dzień z dubeltówki, gdyby działali zgodnie - to co? Czy namówiliby Palmerstona [Henry John Temple, 3-ci wicehrabia Palmerston] do wypowiedzenia wojny Rosji? Czy odmieniliby politykę Metternicha? Czy zmusiliby Ludwika Filipa [Ludwik Filip I Orleański - ostatni monarcha Francji z rodu Bourbonów] do wyprawy na Moskwę? Nic podobnego.. naturalnie.

,,O wojnę powszechną ... prosimy Cię, Panie..." - zakończył Mickiewicz swe nonsensowne „Księgi pielgrzymstwa” . To jedyne rozumne zdanie w tym steku bredni. Trafnie przewidział Mickiewicz, że dopiero wojna światowa przywróci Polsce niepodległość. Lecz czegóż w takim razie rozdzierał szaty nad niezgodą emigracji. Żeby była najzgodniejsza – wojny wszechświatowej nie mogła wywołać.

Mickiewicz miał bzika na punkcie zgody. Buchman, w „Panu Tadeuszu" [Księga VII], ma być postacią komiczną. Buchman woła: „Niech się głupi godzi!" oraz „Zgoda będzie zgubą!" co jest wedle Mickiewicza - szczytem absurdu. Tymczasem Mickiewicz nie zauważył że Buchman jest głosem rozsądku. Na naradzie w swym zaścianku Dobrzyńscy chcą najpierw pomóc Napoleonowi i wszcząć na własną rękę wojnę z Rosją. Samobójczy pomysł! Ponieważ już - już miał uzyskać jednomyślność, Buchman był mu przeciwny. Potem, za namową Gerwazego, Dobrzyńscy postanawiają zajazd na Soplicowo [Księga VIII]. Ale że większość była za tym - Buchman, wedle swej zasady że zgoda prowadzi zawsze do głupstwa, protestuje stanowczo.

Gdy nastąpiła absolutna zgoda u Dobrzyńskich, wszyscy poszliby na Sopliców (za wolą przytłaczającej więk-szości). Gdyby wszyscy wzięli udział w zajeździe, nie byłoby potem komu ich odbijać i jegry [jegry - formacja strzelecka w piechocie] zagnaliby wszystkich do katorgi. Zgoda zaprowadziłaby Dobrzyńskich na Sybir. Niezgoda uratowała Dobrzyńskich. Krzycząc: „Zgoda będzie zgubą!", Buchman, instynktownie, miał świętą rację.

Przez 124 lata niewoli Polacy marzyli o niepodległości i pomstowali na niezgodę. Odzyskanie niepodległości w 1918 r. było naszym szczytowym sukcesem politycznym tych 124 lat. Nigdy nasza niezgoda nie była większa niż w przededniu tego sukcesu!

Polacy dzielili się podczas pierwszej światówki na orientację rosyjską, austriacką i niemiecką. Byli aktywiści i umiarkowani. Paderewski stawiał na Wilsona, Studnicki [Władysław] - na Wilhelma [Wilhelm II Hohenzollern], Lednicki [Aleksander] - na Kierenskiego [Aleksandr Fiodorowicz Kierenski]. Była polska armia we Francji, i w Rosji, i u boku Austrii. Jedni Polacy wypraszali manifesty u Mikołaja Mikołajewicza [Romanowa], inni - u dwóch cesarzy [Austrowęgier i Niemiec]. Był N.K.N. i był Piłsudski. Tu Haller, tam Dowbór-Muśnicki, ówdzie P.O.W., Rada Stanu, Rada Regencyjna w Warszawie, Komitet Narodowy w Paryżu. Wszyscy się nienawidzą, wszyscy wymyślają sobie od durniów, sprzedawczyków i wariatów. Tymczasem ta rekordowa niezgoda była jedyną rozumną, właściwą polityką. Nikt nie wiedział jak się wojna skończy, jak się potoczą wypadki.

Stawianie na wszystkie konie, trzymanie się wszystkich klamek było jedyną sensowną metodą. Ktokolwiek był górą - wnet jacyś Polacy piszczeli z przedpokoju: „Myśmy tu zawsze stali przy tobie"...

Jasnowidztwo istnieje tylko w budach jarmarcznych, nigdy w polityce.

Gdy możni tego świata biorą się za łby, słabi muszą się dzielić na tyle partii ilu jest tych możnych. Potem ci, co stali przy możnym który zwyciężył, wytargowują u niego co się da i ratują pozostałych.

W nagrodę za niezgodną - ale tak praktyczną - politykę Polaków w czasie pierwszej światówki spadla na nich niepodległość.

Nasza obecna emigracja nie ma wyboru przy kim stać. Jest tylko Ameryka! Wszyscy - na emigracji - chcą tej samej niepodległej Polski. Ale są różne metody podchodzenia do Ameryki.

Metoda rządu:
„Jesteśmy najlegalniejszym - od Adama i Ewy - rządem na świecie. Rządzimy najważniejszą rzeczą, bo sumie-niem świata. Wy, parweniusze tylko co powstałego mocarstewka, obraziliście nas. Musicie się ukorzyć przed nami. Macie nas przeprosić. Darujemy wam wasze winy i przypuścimy was z powrotem do naszych łask!".

Metoda Mikołajczyka:
„Posłuszniejszego ode mnie nie znajdziecie! Ani gorliwszego, usłużniejszego. Przyjmę co dacie, oddam co każecie, będę dziękował, wychwalał, wielbił. Weźcie mnie na służbę, a nie pożałujecie!".

Metoda Rady Politycznej:
„Zostańmy partnerami! Wy dacie pieniądze, przemysł, armię - a my wskazówki, idee, kierownictwo. Nasza spółka będzie niepokonana! No.....”

Nie wiadomo która z tych trzech metod jest najlepsza i która chwyci. Nic nie szkodzi próbowania wszystkich trzech. Jeśli kto wymyśli czwartą - to chwała Bogu.

Podczas pierwszej światówki mieliśmy sto wariantów na użytek zagranicy. Dziś mamy zaledwie marne trzy i jeszcze biadolimy, że to za wiele.

Jakżeż prędko zapomnieliśmy o lekcji politycznej poprzedniego pokolenia w odzyskiwaniu niepodległości.

A spory wewnętrzne emigracji? Są bez znaczenia. Jedni grają w brydża - inni uprawiają politykę wewnętrzną. To taka sarna zabawa.

Wiara że byle się nasze polityłki przestały kłócić między sobą - a już będziemy w Warszawie, jest równie sensowna co apel do brydżystów z Ogniska:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ognisko_Polskie_w_Londynie

„Przestańcie się kontrować! Gdy jeden zalicytuje 3 bez atu - niech reszta partnerów, zgodnie, pomaga mu je zrobić! A wtedy, momentalnie, będziemy znowu na Jasnej, u Gielniewskiego!". [prawdopodobnie chodzi o restaurację przy Jasnej 25 w, zburzonym w  Powstaniu  '44, hotelu "Victoria"]. 

Słuchając utyskiwań na niewinne waśnie Earls Courtowych potentatów [nawiązanie do nieistniejacej już polskiej restauracji w dzielnicy Earl's Court, miejscu spotkań b. polityków-emigrantów. Po wojnie siedzibą rządu i prezydenta był gmach położony przy 42 Eaton Place („Zamek”), w dzielnicy Belgravia, ale większość polityków emigracyjnych mieszkała na Earl's Court]  ma się wrażenie, że odzyskanie niepodległości, to nie kwestia pobicia Stalina i przepędzenia Bieruta, ale jedynie pogodzenie Kuncewicza [Jerzy] z Ciołkoszem [Adam;  vide: appendix]. Jaki zawód gdyby się nasze polityłki naprawdę pogodziły. Bo - oczywiście - nic by się od tego nie zmieniło. Tyle że musieliby przejść na brydża.

Rozśmieszyłaby nas teza, że Łotwa będzie wolna lada chwila, bo jej emigracja jest zgodna, natomiast Rumunia będzie czekała na wolność jeszcze bardzo długo, bo jej przywódcy na obczyźnie są skłóceni. Nie interesujemy się wcale czy uchodźcy czescy są zgodni czy niezgodni. Nasz zdrowy sens rozumuje słusznie że to w niczym nie wpływa na bieg wydarzeń. Ale rozumujemy bez sensu wołając o polską zgodę - jakby Ameryka czekała tylko na nią, by zgruchotać Rosję.

Uzgodnione poczynania dwóch półgłówków nie dadzą rezultatu jednej tęgiej głowy. Na głupie posunięcie można uzyskać powszechną zgodę. Ale mądre trzeba zaryzykować w pojedynkę. Zgoda tworzy cuda. Ale w polityce cudów nie ma!

Jednomyślność, ślepe posłuszeństwo wobec swych przywódców - a więc te cechy, które sobie tak zalecamy - są konsekwentnie stosowane przez barany. No i barany mają zasłużoną opinię najgłup- szych istot na świecie.

Całą wojnę Polacy byli baranio zgodni. Jedynym rezultatem stania murem przy Sikorskim była porcja jego fotografii w momencie ściskania dłoni Roosevelta; wiernego posłuszeństwa wobec Bora - katas- trofalne powstanie warszawskie [Tadeusz Komorowski -"Bór"]; a solidarnego popierania Mikołajczyka - Jałta i uznanie kukieł warszawskich. Skoro takie były osiągnięcia budującej zgody, co gorszego mogła przynieść - zgubna niezgoda?

Nie jesteśmy mocarstwem, które stać na luksus zgody. Rozbicie nie zapewnia, samo przez się, sukcesu. Ale daje więcej szans. Ktoś, któraś grupka, gdzieś, kiedyś, jakoś, przypadkiem, może jednak stosownie trafi, trąci we właściwą strunę. Bezmyślną jednomyślnością nie odzyskuje się niepodległości.

Ponieważ Polacy wierzą tylko w to, co jest dziwacznie i niezgrabnie napisane, więc oto stosowna przypowieść:

Onego czasu zbójce napadły na miasto poczciwe. I zbóje obmierzłe rozsiadły się w mieście, a ludność zamieniły w niewolników i kazały wyznawać normę. A część mieszkańców, uciekając, zabrnęła w puszczę. Tedy myśleli jak miasto, i resztę ludności, i siebie ocalić.

Naonczas powiedział burmistrz: Jam ci jest prawym przywódcą waszym, mnie więc słuchajcie. Zaś zawtórowali ławnicy: myśmy zarządzali w mieście kanalizacją, tramwajami i strażą ogniową, zatem jesteśmy też waszą legalną władzą. Więc słuchali się ich uchodźcy poczciwi. Atoli burmistrz był stary I niedołężny. A ławnicy byli głupi i w puszczy niezwyczajni. Przeto wiedli gromadę guzdrawo, to w bagno, to w gąszcz, a przeważnie stali w miejscu rozprawiając o swych dawnych zasługach.  I wywodzili uczenie, jako ich miasto i oni sami są pępkiem świata, dokoła których ziemia, i słońce, i firmament cały się kręcą. Więc przez dziesięć lat gromada zgodnie tkwiła w puszczy. I nic się nie działo, i nic się nie zmieniło. Jeno ludzie marli.

Natenczas ozwały się sarkania: Pókiż tego będzie? Co nam z tego że przywódcy nasi legalni - kiedy legawi i gałgani! Świat nie chce się kręcić wokół nas - to my się musimy zakręcić po świecie. I rozbiła się gromada na liczne gromadki, a każda poszła w swoją stronę, głosząc że tylko ona zna wyjście z puszczy i środki ratunku, a inne są głupie.

I jedni wleźli w trzęsawiska i potonęli. A drudzy trafili między ludożerców i zostali pożarci. A trzeci wychynęli wśród awanturników, którzy, zasłyszawszy o onym mieście, postanowili zeń zbójów wygnać I samym je zagarnąć. A inni spotkali handlarzy co umyślili owo miasto oswobodzić i bogacić się na handlu z nim. A jeszcze inni zabrnęli do narodu co się uważał za panów świata i – rozzłoszczony, że zbóje go nie uznają - postanowili ich zniszczyć, a z miasta mieć lenno. Otóż z różnych stron różne wyruszyły na miasto wyprawy. A przy każdej byli uchodźcy i wskazywali drogę. Tedy zbóje zostały do cna wybite. Mieszkańcy jednako radośnie witali skłóconych uchodźców, co przywiedli odsiecze. A miasto poczciwe było odtąd wolne.

Mimo tysiąca lat chrześcijaństwa - pogański przesąd zgody, pierwszych Polan, tkwi w nas nadal. Za sto lat, w szkołach, dzieci będą się uczyły z podręcznika historii: „Rok 1939 - Polska traci niepodległość z powodu niezgody, która sprawi a że społeczeństwo nie należy w całości do OZON-u.”

Appendix:

(…)
W dniu 5 lipca 1945r. Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone, a następnie inne państwa wycofały uznanie dla polskiego rządu emigracyjnego w Londynie, uznając zarazem Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej w Warszawie. Zmieniło to w sposób istotny jego pozycję międzynarodową, jednak nie spowodowało likwidacji. Jeszcze przez kilka lat rząd emigracyjny uznawany był przez Hiszpanię, Irlandię, Kubę, Liban oraz - najdłużej Watykan - do listopada 1958 r. tj. do pontyfikatu Jana XXIII) .

W czerwcu 1945 r. rząd opublikował odezwę , stwierdzającą, iż nie przestanie być legalną władzą, gdyż wywodzi się nie z woli obcych, ale z woli narodu i praw Rzeczypospolitej Polskiej.
(Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”; 27 czerwca1945).
Apelował [w niej] , ażeby w nadchodzącym, trudnym dla Polski okresie zachować godność, karność i nieskazitel- ność w działaniu i życiu celem realizowania nadrzędnego celu – suwerenności Rzeczypospolitej.”
(…)
Droga nasza jest trudna, lecz u jej kresu spełnia się Polska naszych żarliwych pragnień: wolna i niepodległa, Polska swobody i sprawiedliwości. Uznając, iż Polska nie jest krajem suwerennym, negując kształt wschodniej granicy i legalność władz w kraju, władze polskie na emigracji uznały za swą dziejową misję trwanie w opozycji do decyzji jałtańskich i systemu politycznego w kraju, widząc zarazem potrzebę informowania opinii publicznej w sprawach polskich, jak totoczenia (na miarę możliwości) opieką Polaków, którzy odmówili powrotu do kraju.”
(…)

Mimo jedności celu nadrzędnego emigracja od samego początku podzielona była wewnętrznie na co najmniej niechętne sobie ugrupowania. Kresem pozornej jedności była sprawa wyboru następcy prezydenta Raczkiewicza po jego śmierci w 1947 r. W myśl tzw. umowy paryskiej z 30 listopada 1939 r. prezydent rezygnował z części swoich uprawnień wynikających z konstytucji z 1935 r. w sprawie samodzielnego desygnowania następcy, godząc się czynić to w porozumieniu z premierem.

Dekretem prezydenta z 11 sierpnia 1944 r. następcą urzędującego prezydenta wyznaczony został przybyły z kraju socjalista Tomasz Arciszewski, następca Mikołajczyka na stanowisku premiera. Jego rząd złożony z przedstawicieli trzech partii: PPS, SN i SP, uważany był za mało reprezentatywny (np. brak ludowców czy piłsudczyków). Naciski na prezydenta spowodowały, ciężko chory Raczkiewicz

W ostatnich dniach swego życia (26 kwietnia1947 r.)niepublikowanym rozporządzeniem dokonał zmiany na stanowisku swego następcy, anulując z chwilą ogłoszenia dokumentu swą poprzednią decyzję z sierpnia 1944r. Następcą wyznaczył Augusta Zaleskiego, który nie czekając na zakończenie zakulisowych pertraktacji objął czerwca, w dzień po śmierci Raczkiewicza, urząd prezydenta. Wobec stanowczej opozycji części ugrupowań politycznych, zwłaszcza PPS-u, z którego wywodził się Arciszewski, oznaczało to rozbicie obozu politycznego.

Po zaprzysiężeniu nowy prezydent mianował gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego premierem rządu emigracyj-nego. Rząd zdominowany został przez przedstawicieli Stronnictwa Narodowego i część chadecji. Z lewicy został jedynie Adam Pragier - reprezentujący Związek Socjalistów Polskich na Obczyźnie. Po ucieczce Stanisława Mikołajczyka z kraju doszło do zbliżenia stojących w opozycji do rządu socjalistów z PPS i PSL, na którym ciążył zarzut współpracy z komunistami w kraju. Efektem tego zbliżenia było podpisanie 15 listopada 1948 r., przez kierownictwo PSL Mikołajczykowskiego, PPS Tomasza Arciszewskiego i Stronnictwa Pracy Karola Popiela - Deklaracji Porozumienia Stronnictw Demokratycznych, opozycyjnego wobec rządu.

W 1949 r. doszło do konfliktu pomiędzy Tadeuszem Borem-Komorowskim a Tadeuszem Bieleckim - liderem Stronnictwa Narodowego, który w konflikcie tym szukał wsparcia u Polonii amerykańskiej. Nastąpiło rozbicie w Stronnictwie Pracy, z którego wyłamała się grupa Rowmunda Piłsudskiego, tworząc Polski Ruch Wolnościowy „Niepodległość i Demokracja", stało się faktem ,iż grupę „zamkową" opuściły główne stronnictwa prezydenckie. Dla ratowania sytuacji gen. Władysław Anders, bedący nadal wielkim autorytetem dla społeczności emigracyjnej, zaproponował utworzenie rządu nie opartego na partiach.

W kwietniu 1949 r. prezydent Zaleski mianował nowy rząd z socjalistą Tomaszem Tomaszewskim, dotychcza-sowym prezesem Najwyższej Izby Kontroli, na czele. Poza prorządowymi socjalistami w skład rządu wchodzili przedstawiciele Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie" oraz bezpartyjni. Nowy premier powołał iii Radę Narodową złożoną z przedstawicieli stronnictw wchodzących w skład obozu prezydenckiego, na jej czele stanął Tytus Filipowicz. Tymczasem jesienią 1949 r., rozpadło się Porozumienie Stronnictw Demokratycznych. Doszło do ponownego zbliżenia PPS i SN, w rezultacie czego w grudniu 1949 r., powstała w Londynie Rada Polityczna z udziałem PPS, SN oraz RWDNiD.

Do Rady przystąpili także secesjoniści z mikołajczykowskiego PSL pod wodzą Kazimierza Bagińskiego i Stefana Korbońskiego, którzy utworzyli PSL – Odłam Jedności Narodowej. Na czele Rady Politycznej stanął Tomasz Arciszewski.

Istotną rolę w jej działaniu odgrywali także: Kazimierz Bagiński (za-ca przew.), Jerzy Zdziechowski (SN), Stefan Korboński (PSL-OJN), Tadeusz Bielecki(SN) oraz Józef Haller. Odpowiedzią Mikołajczyka na to porozumienie było utworzenie w Stanach Zjednoczonych Polskiego Narodowego Komitetu Demokratycznego, opartego na PSL, SP Karola Popiela oraz mało znaczącym Stronnictwie Demokra- tycznym. Oznaczało to powstanie trzeciego po rządowym „zamku" i Radzie Politycznej ośrodka politycznego na emigracji. Dwa ostatnie uważały tzw. „umowę paryską" z listopada 1939 r. za obowiązującą, a tym samym podważały legalność wyboru prezydenta Zaleskiego - którego ustąpienia się domagano. Co więcej nastąpiły podziały w stronnictwach. Socjaliści i „sanatorzy" popierali i prezydenta, i Radę Polityczną, nie akceptując PNKD, chadecy wspierali prezydenta bądź PNKD, różne odłamy ludowców wspierały wszystkie trzy ośrodki, a tylko endecy konsekwentnie wspierali jedynie Radę Polityczną. Po śmierci w sierpniu 1950 r., premiera Tomasza Tomaszewskiego podjęto próbę mediacji pomiędzy rządem a Radą Polityczną. Wobec niepowodzenia tej akcji we wrześniu 1950r. gen. Roman Odzierzyński (minister spraw wewnętrznych w rządzie Tomaszewskiego) otrzymał misję sformowania nowego rządu, w którym zatrzymał także teki ministra obrony narodowej, sprawiedli-wości i skarbu. Pozostałe teki objęli przedstawiciele odłamów chadecji oraz Stronnictwa Ludowego „Wolność".

Przewaga rządu nad pozostałymi ośrodkami politycznymi wynikała m.in. z faktu posiadania zaplecza material-nego w postaci lokal pozostałych z czasów wojny oraz Funduszów Skarbu Narodowego - powołanego dekretem prezydenta Zaleskiego 10 października 1949 r.,",.. w celu zapewnienia władzom Rzeczypospolitej niezbędnych środków materialnych na prowadzenie niezależnej akcji zmierzającej do odzyskania niepodległości Państwa Polskiego."(Dz. Ustaw RP nr 3 z dn. 14 listopada 1949 r., art.1). W myśl powyższego dekretu Rada Narodowa RP wybierała 12 członków Głównej Komisji Skarbu Narodowego, należących do różnych orientacji politycznych (związanych z rządem). Na czele Komisji stanął gen. Władysław Anders. Zbiór ki na Skarb Narodowy miały być wyrazem poparcia emigracji dla idei, którym służył Skarb.

W 1950 r. akcję zbiórki poparło ok.30% Polaków w Wielkiej Brytanii i ok. 40% w Niemczech. Ideę Skarbu zwalczała Rada Polityczna, nie mająca dostępu do jego zasobów oraz PNKD Mikołajczyka, finansowany głównie przez Polonię Amerykańską. Brak szczegółowych rozliczeń z działalności finansowej rządu (w okresie luty 1945 r. - październik 1949 r. nie istniała nawet Rada Narodowa) powodował szereg oskarżeń o nadużycia, będących elementem rozgrywek politycznych. Stąd też po biernej postawie III Rady Narodowej powołana w listopadzie1951 r., IV Rada, na której czele stanął gen. Zygmunt Podhorski z Niezależnej Grupy Społecznej, skoncentrowała się w znacznej mierze na sprawach finansowych. Wpływy na rzecz Skarbu Narodowego osiągnęły 113 tys. dol. w latach 1950-1951; 83tys. dol. w 1952 r. i 105 tys. w 1953 r.

Znajdująca się w trudnej sytuacji finansowej Rada Polityczna, w celu uzyskania wsparcia material- nego, wdała się we wrześniu 1950r., w polityczno-wywiadowczą intrygę, której inicjatorem był Tadeusz Bielecki (z SN). Komisja Krajowa Rady Politycznej, którą tworzyli: Franciszek Białas (PPS), Edward Sojka (SN) i Tadeusz Żenczykowski (NID), zawarła z wywiadem Stanów Zjednoczonych umowę, w myśl której w obozie w Bergu pod Monachium szkolono agentów i kurierów przerzucanych do kraju, gdzie korzystając z pozostałych tam jeszcze struktur podziemia (głównie WiN) zdobywać mieli informacje wywiadowcze, wspierając zarazem opozycję podtrzymując łączność emigracji z krajem.

Do końca 1952 r. Rada Polityczna uzyskała z tego tytułu co najmniej 1014770 dol. przeznaczonych na fundusze celowe, ale i na wsparcie poszczególnych partii, wchodzących w skład Rady. Niepowodzenie tej akcji, liczne aresztowania kurierów oraz przejęcie siatki w Polsce przez Urząd Bezpieczeństwa, doprowadziły do kompromi-tacji całej sprawy. Odbiła się ona głośnym echem w całej społeczności emigracyjnej, gdzie stawiano publicznie pytania: do jakich granic współpracować można z obcymi wywiadami i gdzie podziały się pieniądze?
(…)”.

=============================================================================
Tekst w appendix podaję za: : Tadeusz Radzik „Z dziejów społeczności polskiej w Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej 1945 – 1990”; Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej, Lublin 1991.
http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=553

******

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty      

 

 



tagi:

stanislaw-orda
28 stycznia 2020 11:50
13     4851    8 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zyszko @stanislaw-orda
28 stycznia 2020 13:23

Świetnie się to czyta.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @stanislaw-orda
28 stycznia 2020 14:12


Karol Zbyszewski pisze o zgodzie. Na początku nie zrozumiałem dlaczego zgoda jest "niedobra". Poza tym polemizowanie z Karolem Zbyszewskim z mojej pozycji to karkołomny wyczyn, którego się nie podejmuję.
Wypisałem sobie kilka cytatów.

Z poniższym cytatem zgadzam się, bo taki był cel naszych wrogów, żeby paraliżować działania sejmu:

Najbardziej niesprawiedliwi ludzie na świecie, czyli historycy, przypisują rozkład i upadek Polski liberum veto. W sejmach Rzeczypospolitej urojono sobie że musi być jednomyślna zgoda.

Kolejnego cytatu nie rozumiem, bo chyba dogadali się z Amerykanami.

Gdyby w Niemczech hitlerowskich istniał poważny odłam „niezgodnych", który by podał rękę Anglo-Amerykanom, Rzesza nie byłaby podzielona na dwie części...

Cytat podsumowujący można skwitować równaniem z totaliryzmem, który wymuszał taką zgodę siłą.

Absolutna zgoda - absolutny kataklizm

Na koniec takie powiedzenie, że zgoda buduje a niezgoda rujnuje.

 

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Andrzej-z-Gdanska 28 stycznia 2020 14:12
28 stycznia 2020 14:48

Chyba nie załapałeś konwencji tego tekstu. On odnosił się do do "ideologicznego" piętnowania swarów (jako takich) pośród polityków londyńskiej emigracji powojennej (członków rządu na uchodźctwie). To była taka prowokacja, jakby.

To  ciekawostka, gdyż  od czasu do czasu zamieszczam na blogu coś lżejszego w formie.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda
28 stycznia 2020 19:27

Już zapomniałem, że on był taki zabawny

zaloguj się by móc komentować

Nieobyty @stanislaw-orda
28 stycznia 2020 19:27

Tytuł ten sam a inny sens 

Pochwała liberum veto

Przekleństwo polskiej historii czy źrenica wolności?

JERZY JASTRZĘBOWSKI

http://www.jerzyjastrzebowski.pl/?p=101

 

I w kwesti uzupelnienia - w średniowieczu zasada jednomyślności nie była czymś wyjątkowym, jednak wraz z budową scentralizowanych monarchii absolutnych, została na trwale wyeliminowania.

Problemem ustroju szlacheckiego - była zachwiana równowaga układu a nie zgoda. Zgoda - jest elementme wynikowym gdy dynamika układu mogła reagować na zagrożenia.  Pamieć o zgodzie i sam jej symbol oraz znaczenie - ma być pewnym panecum na fakt że nasz układ jest kontrolowany z zewnątrz. To co w XVIII wieku obserwuje się w kwesti zgody to że element wynikowy innej formy układu z przeszłości traktowany  jak element tradycji  i możliwości  zmiany obecnego stanu. Bo zgoda ma sens wobec równych a wobec nierównych to obłuda. 

Stąd też zgoda w ramach porozumień sierpniowych, okrągłego stołu to obłuda bo strony był nie równe [osoby zależne i ich patroni udawali zgodę a raczej obłudę w imię reszty społeczności].

 

zaloguj się by móc komentować

porfirogeneta @stanislaw-orda 28 stycznia 2020 14:48
28 stycznia 2020 19:39

"Politycy Londyńscy" to "se mogli" jak tu właśnie Zgodę zarządzono, no i masz. Po 1989 też, jak mi się zdaję Michnik jakąś "Zgodę Narodową" proklamował; coś tam było o "dojściu do celu z dwuch końców historii".

Fajny artykuł, gratuluję.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Nieobyty 28 stycznia 2020 19:27
28 stycznia 2020 19:39

Zachodzi tutaj często spotykane  nieporozumienie, ze skoro ktos przytacza jakiś obcy tekst to ma oznaczać, iż bez reszty utożsamia się z   przesłaniem, argumentacja czy sensami w nim zawartymi.  Reasumując, nie ma potrzeby tłumaczenia mi rzeczy rudymentarnych.

Tak więc, tekst K. Zbyszewskiego nie jest żadnym "poważnym" opracowaniem historycznym, miał doraźne i wąsko określone cele, a wkleiłem go na blogu, bo był w wersji gotowej (czyli prosto z szuflady) i, moim zdaniem, wart jest poznania ze względu na tzw. lekkość pióra tego Autora. Nie należy widzieć w tym tekscie niczego więcej, jak  przekorną grę konwencjami. 

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @stanislaw-orda 28 stycznia 2020 14:48
28 stycznia 2020 20:09

Faktycznie, przyznaję się. :(

Trochę mi tam coś nie pasowało, ale nie wiedziałem co. Zmyliło mnie właśnie to, cytuję:

...od czasu do czasu zamieszczam na blogu coś lżejszego w formie.

 

zaloguj się by móc komentować

Nieobyty @stanislaw-orda 28 stycznia 2020 19:39
28 stycznia 2020 20:23

Czy ten tekst nie miał być wyjście do refleksji. Zbyszewski przedstawia nim uwagia na temat zgody oraz odnosi się do Londyńskiej rzeczywistosci emigracji. Jaka mogła być u niej zgoda gdy  to z zewnątrz sterowano jej graczy - zatem emigracyjne gry i swary oraz nawoływani o zgodzie to efekt bezsiły.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Nieobyty 28 stycznia 2020 20:23
28 stycznia 2020 20:25

Owszem, ale nie każdej dowolnej refleksji.

zaloguj się by móc komentować

atelin @stanislaw-orda
29 stycznia 2020 09:37

Mam problem z Pańską notką. Oczywiście dałem plusa ponieważ wiele wnosi i jest ciekawa. Natomiast chodzi mi o polemikę z Karolem Zbyszewskim, ponieważ na pierwszy rzut oka jego pochwała niezgody trąci mi błędem logicznym. Pójdę sobie kilka razy na balkon, zapalę, później pójdę z psem na spacer i może wyrobię sobie jakiś drugi rzut oka. Ale, póki co, to wygląda tak: https://pl.wikipedia.org/wiki/Wiadomo%C5%9Bci_(tygodnik_emigracyjny) - obsada wygląda na literatów, nie polityków. Jak znam realia takich pisemek, to sobie pisali do siebie nawzajem na łamach i bardziej należy się przyjrzeć finansowaniu takich przedsięwzięć, ponieważ na odległość śmierdzi paryską "Kulturą. To już "Super Express" jest w moich oczach wiarygodniejszy. Czy Imperium Rzymskie upadło, bo była zgoda? Niektórzy twierdzą, że istnieje nadal, tylko w podziemiu (taki rodzaj płaskoziemców), czy może więc istnieć bez ogólnie panującej zgody? Czy AK mogło istnieć bez zgody członków? To są tylko pytania do literata Zbyszewskiego https://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Zbyszewski.

Może wrócę do rozbioru logicznego teorii pana Zbyszewskiego, ale najfajniejsze, co znalazłem w Pańkiej notce to https://pl.wikipedia.org/wiki/Rowmund_Pi%C5%82sudski i jego "Rafał Juchnowski, Koncepcje federalistyczne Rowmunda Piłsudskiego (w: Europa i integracja europejska w polskiej myśli politycznej XX wieku, Wrocław 2003)". To się prosi o osobną notkę.

zaloguj się by móc komentować

grudeq @atelin 29 stycznia 2020 09:37
29 stycznia 2020 11:38

Tekst Zbyszewskiego powinien bronić się sam, ale czyniąc jednak pewną glosę do niego. Ten tekst to nie jest pochwała niezgody i awanturnictwa. Wydaje się, że gdzie indziej kładzie Zbyszewski nacisk na zgodę. To jest tekst o tym, że warto mieć różne punkty widzenia i umieć te punkty widzenia (koncepcje) bronić, a nie że przyjdzie jedna koncepcja i tylko ona ma prawo istnieć, a wszystkie inne pomysły won. No właśnie mamy się spierać i tu ma nie być zgody. Czym innym natomiast jest podjęcie decyzji i potem akceptacja tej decyzji i konsekwentne jej się trzymanie. Naukowo rzecz ujmując: zgoda powinna być następstwem procesu politycznego, a nie jego podstawą. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @grudeq 29 stycznia 2020 11:38
29 stycznia 2020 11:59

Tak, to jest to, co mi chodziło po głowie, ale nie umiałem tak ładnie napisać.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować