-

stanislaw-orda : [email protected].

Wigilia na kresowej stanicy

Jako rodzaj uzupełnienia do notki o dziejach Kudaku wyszperałem tekst, który został opublikowany w grudniu 1968 roku na łamach londyńskich „Wiadomości” (Nr 1186/1187). Jego autorem jest Paweł Zaremba, publicysta i historyk emigracyjny. 
https://pl.wikipedia.org/wiki/Pawe%C5%82_Zaremba
Moim zdaniem tekst ten posiada tak wiele uroku, że postanowiłem jego treść zamieścić. Tym razem nie dodałem żadnych przypisów. No i co istotne, rozmiar tekstu tylko nieco przekracza trzy strony formatu A-4.

Po jesieni mokrej adwent był po grudzie, a na niedzielę, dwie przed Godami wiatr już szedł silny. I to nie od wschodu, tylko od południa, czemu się dziwili rejestrowi w kilkunastu przy chorągwi pana Głowackiego chodzący. Dziwili się i źle z wiatru wróżyli, mówiąc, że kupy tatarskie pod sam Humań na zimę przez ordę wystawione nie zapadną w jamy i jary, ale będą myszkować po stepie, dopóki gdzieniegdzie paszy spod śniegu dostaną. Oznaczało to nie tylko trwogę dla każdego, kto by się chciał zimą w drogę ze swej sadyby wybrać, ale i to jeszcze, że orda wcześnie z wiosną ruszy, może jeszcze przed końcem roztopów. Pierwszy ożywi się Szlak Czarny, bo tam śniegi najrychlej wywieje, a po nim dopiero Kuczmański, bo na Podolu bracławskim śnieg w jarach długo leży, a topniejąc byle strugę zamienia w. rzeczkę. Ostatni zaroi się pohańcami Szlak Murawski, którym droga wiedzie na Zadnieprze i do Moskwy poza Siewierz albo PutywI. A jak nie Murawski to zaroi się het daleko za Dniestrem idący Szlak Wołoski. Wielkie kosze Szlakiem Czarnym i Murawskim rzadko chodziły, bo tędy droga wiodła im na Wołyń albo Owrucz i dalej ku Polesiu i na Litwę, gdzie łupu i jasyru mało było; inaczej niż przed dwudziestu laty, gdy pod Żytomierzem z jednego sioła często drugie widać było. Za to Szlak Wołoski prowadził w ruskie województwo na Halicz, na Sambor, na Lwów, aż pod Zamość lub za San. Tam łupu nie brakło i nie brakło jasyru.

Więc pan krakowski i hetman wielki tam też zwykle kwarcianych gromadził, a i pieszych co mógł na - obronę zameczków i miast ściągał A jakby z wiosną się pokazało, że Krym nie na RzeczpospoIitą, jeno na Moskwę tego roku iść upatrzył, radość byłaby na Podolu i w Czerwonej Rusi wielka, Kwarciani zaś znad Dniestru, Bohu czy Seretu szli by komunikiem pod Wasylków, by watahy z Moskwy wracające poszarpać i, już przepłoszone podać w ręce rejestrowych pod Perejasławiem lub jeszcze dalej bractwom nad Dnieprem za Porohami siedzącym.

Tak zawsze bywało jak pamięcią starzy żołnierze sięgali. Inaczej bywało tylko wtedy gdy szły wszystkie ordy naraz, nawet te spod Astrachania ściągane. Wtedy była wojna wielka i groźna, przed którą ani Kraków, ani Lublin wolnymi nie były, bo za Tatarami mogła iść i Wołosz i szeklerskie wojsko z Siedmiogrodu i Turków albo trochę albo bardzo wiele.

Rejestrowi pocztowym pana Głowackiego mówili, że jak na wiosnę będzie, to już w grudniu wiedzieć można. Właśnie po tym, ile kup ta tatarskich na zimę między Bohem a Dnieprem w dziury się zaszyje by przepatrzeć co po stanicach wojska stoi i czy która z braku ludzi pustą nie została. Pan Głowacki, gdy to słyszał, ani nie przeczył, ani nie potaknął, bo wiedział, że nie tylko wiatr grudniowy, ale i posłowie moskiewscy na Krymie o tym, gdzie Tatarzy z wiosną pójdą, postanowić mogą. Moskiewscy posłowie albo nasi. Jak który którego agę albo samego chana przekupić potrafią, złotem lub obietnicami.

Lecz o tym, którym posłom lepiej się powiedzie, dopiero z wiosną wiadomym będzie. Rychlej ani pan Głowacki, ani starszy nad nim pan starościc sądecki, ani sam pan kasztelan krakowski i hetman wiedzieć nie mogą. Lecz nie o tym co będzie wiosną myślał pan Głowacki wędrując z chorągwią ku stanicy rumiejskiej, bo dość miał innego frasunku na głowie. Więc jak dojść na koniach (co w połowie podkowy pogubiły a wszystkim żebra pod czaprakiem sterczały) tam, gdzie mu dojść kazano.

Czyli tam gdzie Rumiejka wpada w Zgniłą Wodę, będzie z piętnaście stajań od kurhanu o którym ludzie mówili, że go nad kośćmi pobitych ludzi Nalewajki usypano.

Stanica na zimę dobra. I lasu tam było pod bokiem dosyć. by na drewnie nie zbywało i woda dobra i step, co bogatą trawą na wiosnę się zieleni, A i z wieży, bo miała tam być wieża (jeszcze przed rokiem była, przysięgali się towarzysze z kozackiej chorągwi pana Kulczyńskiego) widać było na milę albo więcej wkoło, co strażować czyniło łatwiejszym. Miał być też i ostrokół wcale nie przegnały i szańczyki mądrze usypane, których pięć feili z regimentu pieszego buławy wielkiej zawsze pilnowały. Była i kuchnia, była i piekarnia, i kotły do odlewu kul. Miało też być stadko wołów latem jeszcze przypędzone. „Te trzeba będzie zaraz pobić" myślał pan Głowacki – „i posolić, bo zimy nie przetrzyma krowia gadzina. Bóg by dał, by koni nie za wiele przez zimę padło". Czy dla koni paszy starczy - tym się pan Głowacki martwił najwięcej pamiętając co mu spod innych, doświadczeńszych chorągwi mówiono w obozie nad Bohem, gdy się zwiedziano, że właśnie Głowackiemu w rumiejskiej stanicy Czarnego Szlaku przez zimę kazano pilnować. Że to niby paszy żaden jeszcze prowiantmajster dość nigdzie nie dowiózł, chociaż na paszę koniom dawno już chorągwi pana Głowackiego z ćwierci potrącono. ,,Z której ćwierci" - z goryczą pomyślał pan Głowacki. - "czy z tegorocznej, czy z zeszłego jeszcze roku.

"Ćwierć"... najczęściej wśród kwarcianego towarzystwa powtarzane Słowo. "Ćwierć” i hiberna”. Pancernemu czterdzieści jeden złotych płaciła Rzeczpospolita na kwartał z kwarty" dochodu królewszczyzn. Gdy służył w dwa konie z pocztowym, płaciła mu złotych osiemdziesiąt dwa. Gdy w trzy, odpowiednio więcej. Miał za to utrzymać siebie i swój poczet, kupić konie i broń i barwę, którą miał na grzbiecie. Zapłacić za żywność i za paszę. Z laski prawie dodawano mu ,,hibernę", żywność w naturze lub pieniądze na żywność w zimie, gdy nie wojował i me mógł się spodziewać ani łupu, ani darmowej żywności ze wsi królewskich czy księżych. broń Boże nie ze szlacheckich. Niewiele z tej ćwierci pozostało towarzyszowi gotowego grosza, - a pocztowemu nic prawie. Żeby jeszcze ćwierć dostawał na czas. I tyle co miał dostać. Jeździli deputaci z chorągwi na komisje skarbowe. Często do dalekiej mazowieckiej Rawy. Jeździli i wracali z pustymi rękami, albo z cząstką kilku zaległych od dawna "ćwierci".

Zachrapały nagle konie zerwane wodzami. Zamarły w bezruchu postacie dwóch przodem jadących czujek, ledwo widocznych w popołudniowej pomroce. Z dala migotały ogniki jak wilcze oczy. Bez słowa ko mendy rozsypała się chorągiew pana Głowackiego z „ciągnionego porządku" i ustawiła w bojowy ordynek: we dwa szeregi, w lewo i w prawo od pocztu dowódcy. Stali chwilę słuchając. A tak jak stanęli bez słowa, tak też bez słowa ruszyli stępa naprzód. Jedni z pistoletami wspartymi o prawe kolano ,i z gotowym prętem stempla w lewej ręce. Inni z łukiem w wyciągniętej w dół lewej ręce a z palcami prawej przerzuconej przez ramię do pierwszej strzały w kołczanie. Konie szły same, czujne na nacisk kolana jeźdźca.

Ogniki rosły w oczach z każdym krokiem. Z nieruchomych zmieniły się w chybotliwe, o coraz większej poświacie. Chorągiew szła kłusem. Skrzydła ściągały ku tyłowi bez rozkazu, zmieniając znowu szyk z bojowego w ciągniony, bo każdy żołnierz wiedział już, że ma przed sobą szańczyk, i że na szańczyku stoją ludzie piesi z zapalonymi lontami przy muszkietach.

,,Jezus -Maryja, Jezus - Maryja" - zaczęli pokrzykiwać ludzie na szańcu, a odpowiadać im lud konny. I z tym zawołaniem wjechali na majdan i zsiadając z koni zmieszali się ze stojącymi. Pan Głowacki pochylając się w szerokich barach wszedł do niskiej izby, która im służyć będzie za zbrojownię i za mieszkanie. Będą w niej spać towarzysze, ci przynajmniej którzy nie boczą się na siebie. Inni Sklecą sobie własny szałas. Będą i tacy, co wybiorą miejsce przy czeladzi w stajniach, na wpół wkopanych w ziemię i przypartych do szańców.

Póki ich nie poderwie rozkaz wsiadanego na podjazd lub rozkaz na szaniec, każdy towarzysz będzie sobie panem. Będzie pił i jadł z kim chce - mówić komu chce "przyjacielu", a wilczym okiem połyskiwać na innych.

W boju stanie jeden za drugiego, lecz w kole chorągwianym skakać będą sobie do oczu. Pan Głowacki dobrze wie, który do którego ma ansę, i zapiekłe nielubienie. Będzie w nich zawziętość rosnąć przez bezczynne miesiące zimowe, żeby wiosną albo rozejść się jak mgła w niepamięć, albo rozum zaćmić w gorączce wyciągniętej przeciwko sobie szabli albo podniesionego do ciosu czekana. Frasunek to dla pana Głowackiego wielki, lecz zapobiec złemu nie umie inaczej niż grozą artykułów hetmańskich, które za swary z bronią w obozie gardłem grożą. Jakżeż ma ludzi z sobą godzić, kiedy sam do Jakuba Porętowskiego ma żal za pokradzionego konia zdobycznego, do Oktawiana Prowana za to, że kalwin, do Sierzchowskiego za to, że kpi w oczy z jego wysłużonego porucznikostwa, do Pągowskiego za Agnieszkę, a do Taszyckiego za to, że naganił szlachectwo Kalecie. Kalecie, który pana Głowackiego wszystkiego co umie nauczył i który mu tyle razy umrzeć nie dał w boju i w chorobie. Każdy wie, że towarzyszem jest Kaleta z cichej zgody innych, bo i hetman go przy sobie sadza. Któż go zapyta o herb na komisji, w kole generalnym, albo i na sejmiku ziemskim czy w trybunale? Iluż w Polsce szlachtą z zasiedzenia zostało na wioszczynie za kupieckie pieniądze kupionej, gdy inni - z blizn w chorągwi pancernej nazbieranych?

Jeden pan Taszycki, co w trokach - zamiast kancjonału ręką przepisany z manuskryptu złego Waleriana Nekandy Trepki "Liber generationis seu synopsis catalogi gentis c-h-a-m-i pleanorum" nosi - Kalecie, i tylu innym do oczu kadukowe szlachectwo nagania. Oby zczezł - czerwienieje pan Głowacki. Lecz nie mówi nic, bo jest porucznikiem chorągwi, w której sam pan krakowski jest rotmistrzem i w której każdy dobry, póki dobry w boju, zwłaszcza gdy już ich tak mało bo z nim razem tylko siedemnastu. Kilku na komisji skarbowej o tę nieszczęsną ćwierć się stara, paru chorych nad Bohem zostało, jeden przed trybunałem staje. Ale więcej twarzy tych, co już je tylko we śnie zobaczysz. Tych nie będzie na wilii. Bo dziś jest wilia Godów i we wilię pan Głowacki swoje wojsko do rumiejkowskiej stanicy przyprowadził. Za co Panu Jezusowi niechaj będą dzięki. A podziękować mu najszczerzej będzie, gdy się przy wilii – wszyscy starzy żołnierze ze sobą pogodzą dzieląc się jak opłatkiem kawałami chleba ze staniczej piekarni. Lepszy będzie niż suchary w wodzie przez pięć niedziel marszu moczone.

Czasu nie mieli na zbyciu, bo już po pierwszej gwieździe dawno było. Więc zasiedli jak kto mógł w jednej izbie - towarzystwo na ławach - z panem Głowackim i ze starszym nad piechotą, choć był mieszczanin z miasta Wronki, gdzieś na drugim końcu świata, bo pod brandenburską granicą. Pocztowi z piechotą na klepisku słomą wyścielonym. Każdy jak stal prawie, tyle że bez hełmu i misiurki. Stół był, a na nim siano, a na sianie z mis coś dymiło smakowitym rybim zapachem nozdrza głodnym nęcąc.

Było i grajków paru, co pod kolędy dudki stroili. Lecz i do kolęd i do jadła i do gadek pod garnuszek piwa i do godzenia się, które sobie pan Głowacki z wszystkimi obiecywał chwila jeszcze dobra była. Bo w ciszy i skupieniu wielkim słuchali naprzód towarzysze i czeladź, pancerni i piechota, szlachta i plebeje, katolicy i ewangelicy,unici i prawosławni rejestrowi - jak Kaleta, mazurząc ze wzruszenia, czytać zaczął od świętego Łukasza jak to cesarz August kazał spisać ludność wszelką i każdy szedł do miasta swego a także Józef z Maryją, która była brzemienna. A jak skończył, usłyszeli dzwon na trwogę u bramy, a po nim zaczął strażnik w kocioł bić.

Z wieży z bierwion skleconej widać było mrowie koni tatarskich o pół stajania od stanicy przez parów idące.

Czambuł szedł śmiało, stanicy się nie bojąc, bo myśleli Tatarzy, że w niej - tak jak wczoraj - tylko piechoty półczwarta setki stoi która im drogi nie zabiegnie. Więc zbili się w kupę spłoszoną, gdy od szańczyków, spod rozwartej bramy wyskoczyli ku nim, pancerni i rejestrowi, jak który konia doskoczył, w cwale już ordynek formując. A pan Głowacki ani za siebie patrzeć nie musiał, bo wiedział że za nim w kupę tatarską chorągiew porządnie klinem się wbije.

Nie wróci już tej nocy chorągiew na wieczerzę w niskiej izbie stygnącą.

Lecz nie żal było panu Głowackiemu wilii przerwanej, gdy leżąc na szubie w zdeptany śnieg rzuconej, czekał aż mu z rozdartego tatarską rohatyną ciała życie ujdzie. Nie żal mu było, bo słuchał jak mu, klęcząc w koło, towarzysze śpiewali "Dzisiaj w Betlejem". I patrzał, jak płacze Jakub Porętowski, co mu konia podkradł, i Oktawian Prowan, co był kalwin, i Sierzchowski, co mu porucznikostwo wypominał, i Pągowski co mu Agnieszkę zabrał.

A najciszej, bo z pokorą płakali rękami się w pół objąwszy, Achacy Taszycki herbu Rola i Kaleta, co herbu nie znał.

******

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

 



tagi: kresy 

stanislaw-orda
20 stycznia 2018 20:17
13     1649    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Zbigwie @stanislaw-orda
20 stycznia 2018 21:00

Z przyjemnością przeczytałem to trochę smutne, piękne opowiadanie z patriotycznym wydźwiękiem.

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @stanislaw-orda
20 stycznia 2018 21:11

Ileż uroku mają tamte teksty o stanicach..... zawsze...

Dzięki

.

 

zaloguj się by móc komentować

Brzoza @stanislaw-orda
20 stycznia 2018 21:40

"

Nie żal mu było, bo słuchał jak mu, klęcząc w koło, towarzysze śpiewali "Dzisiaj w Betlejem". I patrzał, jak płacze Jakub Porętowski, co mu konia podkradł, i Oktawian Prowan, co był kalwin, i Sierzchowski, co mu porucznikostwo wypominał, i Pągowski co mu Agnieszkę zabrał.

A najciszej, bo z pokorą płakali rękami się w pół objąwszy, Achacy Taszycki herbu Rola i Kaleta, co herbu nie znał.

"

:)

zaloguj się by móc komentować

emi @stanislaw-orda
21 stycznia 2018 01:54

Bardzo po polsku, po sienkiewiczowsku.

 "Dzisiaj w Betlejem"- polonez 

 

Szkoda, że bez przypisów.

 

zaloguj się by móc komentować

marek-natusiewicz @stanislaw-orda
21 stycznia 2018 08:52

Kogo dzisiaj w Polsce interesują problemy pogranicza... zachodniego pogranicza na ten przykład?

zaloguj się by móc komentować


stanislaw-orda @stanislaw-orda 21 stycznia 2018 10:36
21 stycznia 2018 11:23

Rzec jasna, zdaję sobie sprawę, że znakomitą wiekszość, w tym być może także i Ciebie,  interesują wyłącznie daty promocji w sieci "Biedronka".

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @emi 21 stycznia 2018 01:54
21 stycznia 2018 12:09

A które przypisy by Cię interesowały?

zaloguj się by móc komentować

emi @stanislaw-orda 21 stycznia 2018 12:09
21 stycznia 2018 17:16

Chodziło mi o miejsce (między Bohem a Dnieprem), przez Nalewajkę doszłam do Łubniów (i Wiśniowieckich) i sprawdziłam na mapie. Zresztą autor ma prawo do do odejscia od scisłych realiów, ale ja lubię popatrzeć na mapę

Bardzo skąpy życiorys autora na Wiki, a i tak mnie zaskoczył niemiecką mamą (przy tej erupcji polskości w tekście).

Lubię przypisy :)

zaloguj się by móc komentować


stanislaw-orda @emi 21 stycznia 2018 17:16
21 stycznia 2018 18:56

pomiedzy Bohem a Dnioeprem było miejsca do wyboru, do koloru.

zaloguj się by móc komentować


emi @stanislaw-orda 21 stycznia 2018 19:36
21 stycznia 2018 21:10

Dziękuję, piekne życiorysy, oba (trzeic też, Ancona nieodmiennie mnie wzrusza, rycerze Niepokalanej).

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować