Żadnych złudzeń
Mamy tydzień przedwyborczy. Co prawda, są to wybory na prezydenta, ale nie wiadomo czy kolejne parlamentarne w ogóle się odbędą, toteż postanowiłem nie ryzykować z czekaniem na nie. Czyli jestem zdania, że w takim właśnie czasie adekwatnym tematem dla notki będzie fragment publikacji sprzed 110 lat Roberta de Jouvenela, francuskiego dziennikarza okresu III Republiki, zatytułowanej „La République des camarades” (Republika koleżków) i wydanej w 1914 roku, ale praktycznie u nas nieznanej, zapewne z powodu zbyt wyrazistych analogii do współczesnych realiów. Wydawca p. Zdzisław Słowiński zamieścił polski przekład w wersji zdigitalizowanej pod adresem: https://docer.pl/doc/ne5x5v1
Publikacja stanowi wiwisekcję funkcjonowania tzw. demokracji parlamentarnej, czyli ustroju republikańskiego rytu francuskiego, obowiązującego w większości państw europejskich, w tym, rzecz jasna, i Polski. Wybrałem końcowe trzy fragmenty z rozdziału III (Ministrowie i ministerstwa), uzupełniając ww. wersję linkami.
*********
6. Próbka urzędowania bez zobowiązań i sankcji
Pewnego dnia Juliusz Grevy, który był wzorem uprzejmego teścia i oszczędnego prezydenta, spostrzegł, że rodzina Wilsonów miała zbyt szczupłe pomieszczenie w Pałacu Elizejskim. Starał się więc oddać do dyspozycji swego zięcia apartamenty obszerniejsze i wspanialsze. Sprowadził architekta oraz plan Pałacu Elizejskiego i począł badać. Ale okazało się, że niezmiernie trudno jest znaleźć wolny lokal. Tu znajdował się sekretariat, tam lokale służbowe, ówdzie pomieszczenia dla warty. W końcu prezydent znalazł lokale od ulicy l'Elysee.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Jules_Gr%C3%A9vy
https://fr.wikipedia.org/wiki/Rue_de_l%27%C3%89lys%C3%A9e
- A tam? - zapytał.
- Tam - odpowiedziano mu - znajduje się mieszkanie nauczyciela.
- Jakiego nauczyciela?
- Tego nie wiem; nauczyciela.
Grevy uparł się, żeby "zaokrąglić stan posiadania" swego zięcia i nie odstąpił od tego; ta odpowiedź nie zadowoliła go. Kazał sprowadzić nauczyciela.
- Pan jest nauczycielem?
- Tak, Panie Prezydencie.
- Czyim nauczycielem?
- Nauczycielem pałacowym.
- Czym się pan zajmuje?
- Mam zaszczyt być do dyspozycji Pana Prezydenta.
- Ależ ja pana nie potrzebuję.
- Zechce mi Pan Prezydent wierzyć, że jestem zrozpaczony z tego powodu.
- Kto panu pozwolił korzystać z lokalu pałacowego?
- Pan marszałek Mac-Mahon.
- Jak dawno temu?
- Dziesięć lat.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Patrice_de_Mac_Mahon
- No więc, kochany panie, bardzo żałuję, ale potrzebny mi jest apartament, który pan zajmuje, i proszę o oddanie mi go.
- Niestety, Panie Prezydencie, Pan jest tu gospodarzem i muszę być posłuszny, choć z bólem serca!
Za jednym zamachem pozbawia mnie Pan tytułu i mieszkania. A jednak jestem przekonany, że nie zawiniłem w niczym.
- Ależ pan nic tu nie ma do roboty!
- Przecież nic złego nie robię.
- Czego pan więc chce?
- Mógłby Pan, a może nawet ośmielę się powiedzieć: powinien Pan dać mi jakąś rekompensatę.
- Za co mam dać rekompensatę?
- Za to, co otrzymywałem dotąd.
- Ależ nie miał pan do tego żadnego prawa.
- Jednak otrzymywałem.
Pan prezydent Grevy był mężem stanu. Uznał to rozumowanie. "Nauczyciel Pałacu Elizejskiego" został mianowany członkiem Rady Stanu. Znajduje się tam dotychczas. Ponieważ jednak wiele czasu od tamtego zdarzenia upłynęło, otrzymał awans: jest dziś radcą. I wszyscy są tego zdania, że nominacja jego była jedną z najbardziej zasłużonych. Zaryzykujemy określenie, że jest to "typowa kariera".
Państwo nie wymaga od tych, których zatrudnia, ani inteligencji, ani fachowości, ani cnót, ani talentu. Wymaga tylko, żeby mieli nabyte prawa.
Mało mu zależy na tym, w jaki sposób te prawa zostały nabyte: z chwilą kiedy dostałeś się na jakąś posadę - choćby przez omyłkę, oszustwo lub podstęp - twe prawa do niej są święte i z wyjątkiem bardzo rzadkich wypadków pozostajesz na niej przez całe życie. Jeśli zauważono, że nie nadajesz się do żadnego zajęcia - wszystko bywa - albo jeśli po prostu twoje miejsce jest komuś potrzebne, muszą ci dać rekompensatę. Jeśli stajesz się nie do zniesienia na swym urzędzie, dadzą ci awans.
Lecz możesz bezkarnie siać zniszczenie w urzędzie, do którego należysz, wypaczać funkcje, które masz spełniać, a nawet narażać losy narodu; nikt ci nic zrobić nie może; prawa twe są nabyte; nawet prawo niszczenia Państwa. Nikt nie ma możliwości wywłaszczenia ciebie.
Toteż Emmanuel Brousse może pisać:
„Czytajcie w Dzienniku Urzędowym listy przesunięcia do wyższej klasy, awansów, podwyżek pensji, listy odznaczeń. Czy widzieliście tam kiedy listy odwołań z urzędu? Nigdy. Wciąż się odznacza, nie odwołuje się nigdy".
https://fr.wikipedia.org/wiki/Emmanuel_Brousse
Ludzie dobrej woli będą zdania, że taka jest logika naszej republiki. Własność jest święta. Uchwaliła ją rewolucja i odtąd jest to rzecz niewzruszona. Jeśli uznaje się dobra nabyte, czyż nie należy z tego samego powodu, a nawet tym bardziej, uznawać praw nabytych?
Czyż majątek, który kupiono za pieniądze, ma być mniej cenny od stopnia uzyskanego pracą? Można się zgodzić na to. Jednakże bywają dobra, które tracą wartość, domy, które się walą, fortuny, które upadają. Nigdy żadna zasada ani tym bardziej żadna rewolucja nie znalazła sposobu przeszkodzenia temu. Z tego samego powodu bywają prawa, które zanikają. Może się wydać przykre pozbawienie urzędnika jego posady i może jedynego zarobku z powodu jakiegoś przewinienia, lecz skoro to jest nieodzowne? Narzuca się tu pytanie zasadnicze. Czy urzędnik jest dla urzędu, czy też urząd stworzony został dla urzędnika? Nasza demokracja rozstrzyga je bez trudu i skłania się do tego drugiego określenia. W ten sposób realizuje za jednym zamachem najśmielsze marzenia urzędnika: państwo bez zobowiązań i sankcji (…). Pomimo to wszyscy mężowie stanu, a nawet nie tylko oni, głoszą z całą powagą konieczność rządu silnej ręki. Miejmy odwagę to powiedzieć: rząd, który rządzi, to rząd, który odwołuje urzędników. Ale trzeba wówczas przedkładać dobro kraju nad dobro urzędników - a jakiż minister ośmieliłby się to uczynić?
7. Zawód bez przepisów i gwarancji
Sankcje nie są zorganizowane, awanse zaś tym bardziej. Minister nie może ukarać winnych, ale może skrzywdzić niewinnych. Całe nasze ustawodawstwo utworzone jest na korzyść jednostek gorszych. Istnieją poważni ministrowie, którzy uważają się za uczciwych ludzi, ponieważ nigdy nie zdefraudowali dla siebie ani grosza. Lecz za to ograbili budżet na korzyść swej rodziny i krewnych. Wzruszająca okoliczność: sympatia publiczności staje najczęściej po ich stronie. Jesteśmy im prawie tak samo wdzięczni za to, że nie kradli na swoją korzyść, jak i za to, że tak hojnie siali radość w swoim otoczeniu. Ta pobłażliwość ma niemiłe następstwa: potrzeby polityków mają, pomimo wszystko, swoje granice. Znane są natomiast rodziny np. w Gaskonii, których potrzeby są bezgraniczne.
Bardzo byłoby pożądane prawo, które by miało tę konsekwencję, iż sprzeniewierzenie wyparłoby nepotyzm; a wdzięczne społeczeństwo powinno rozdzielać nagrody państwowe tym cnotliwym ministrom, którzy bez oszustw i wykrętów łupiliby państwo tylko na własną korzyść. Niestety daleko nam do tego. Prawo do protekcji jest dziś starannie zorganizowane: nepotyzm działa jako instytucja państwowa i ma swoje tradycje.
Zdarza się nieraz, że rozżaleni urzędnicy kierują skargi do Rady Stanu i zmuszają ministrów do odwołania niektórych zarządzeń. Są to jednak przejściowe bunty, środki przymusu w przypadkach zbyt jawnej niesprawiedliwości.
Inne przypadki niesprawiedliwości utrzymują się natomiast i kumulują. Mówi się od czasu do czasu o ustawowym określeniu praw i obowiązków urzędników, ale w rezultacie kończy się wszystko na wydawaniu dekretów. Trzeba przyznać, że wydaje się je hojnie. Czy wiecie, ile było od lat trzydziestu dekretów, porządkujących pracę urzędniczą? Sto pięćdziesiąt trzy!
- I pomimo to, urzędnicy nie są zadowoleni, powiecie, i nie czują się dostatecznie zabezpieczeni przed samowolą ministrów? Otóż nie, i to z prostej przyczyny: ponieważ przy układaniu tych przepisów współ- pracowali wszyscy, oprócz nich samych, i dekrety te przyniosły korzyść wszystkim, tylko nie im. Nigdy się prawie nie zdarza, żeby minister, chcąc dokonać prawidłowej nominacji, podpisał nowy dekret: najczęściej bywa to wtedy, gdy zmuszony jest jakiejś paradoksalnej nominacji nadać pozory sprawiedli-wości. Jeśli zdarzy się, że jakiś wyższy urzędnik ma chętkę na stanowisko zbyt już poważne, przeprowadza się to, ogłaszając odpowiedni przepis, w którego ramach należy odtąd, chcąc zajmować to stanowisko, wypełnić tyle drobiazgowo określonych warunków, że już tylko ten kandydat właśnie będzie mógł, może jedyny w całej Francji, pokusić się o to. I minister podpisuje z całą powagą dekret decydujący że, ażeby móc otrzymać stanowisko "mamamouchi"*, należy przepracować trzy lata i cztery miesiące w administracji, otrzymać niegdyś w szkole nagrodę za łacińskie wiersze, znać esperanto, być rudym i posiadać nie więcej niż dwadzieścia cztery zęby.
* termin arabski na określenie niedołężnego urzędnika.
Wobec tego nie można mieć za złe urzędnikom, że sto pięćdziesiąt trzy zarządzenia tego rodzaju nie wystarczają im dla zapewnienia spokoju. Metody administracji dadzą się tak streścić: poszanowanie praw nabytych, nawet w przypadku, gdy te prawa przestały zasługiwać na szacunek; zorganizowanie protekcji, która przede wszystkim godzi w niewinnych. Żadnych sankcji przeciwko złym urzędnikom. Żadnych gwarancji dla dobrych. Ministrowi odjęto prawo karania pierwszych i nagradzania drugich, po czym powierzono mu trud rządzenia wszystkimi.
8. Abdykacja
Po pewnym czasie ogólny bezwład biurowy ogarnia i ministra. Pogrążony w szpargałach, zagubiony w konfliktach urzędowych, odosobniony w swej władzy, zmuszony do znoszenia rutyny biurowej, poddaje się. Kiedyż miałby możliwość zajęcia się całością? Jeśli przypadkiem znalazłaby się wolna chwila, w jaki sposób mógłby temu podołać? Groźba reformy zakłóca ogólny spokój; perspektywa nowej pracy wzbudza bunt tego personelu, który upiera się przy swych drobiazgowych czynnościach, skomplikowanych i niepotrzebnych. Urzędnicy ci, przeważnie nawet inteligentni, wolą najbardziej przygniatającą rutynę od najmniejszego wysiłku. A zresztą któż żąda od ministra jakiejkolwiek przedsiębiorczości?
Każde przedsięwzięcie pociąga za sobą mnóstwo niesłychanych trudności. Wszyscy zainteresowani, którym ono szkodzi, wszyscy ci, którym nie przynosi korzyści, a nawet ci, którym przynosi, ale niedostateczną, buntują się naraz. W jakim więc celu - zapytamy - mieliby się narażać ministrowie na podobne przykrości?
Najodważniejsi zaniechają tego, a najbardziej przedsiębiorczy znużą się. Przestają rządzić, podejmują tylko środki zaradcze. Przywykają działać tylko pod naciskiem wypadków, pod grozą skandalu lub pod przymusem terminów. Reformy uchwala się tylko w przeddzień wyborów, aby je przerobić nazajutrz. Wielkie umowy z Bankiem Francuskim lub z towarzystwami eksploatacyjnymi odnawia się na odbywanych pośpiesznie posiedzeniach w przeddzień ostatecznych terminów. Wystarczyło, że znaleziono w kwestii budżetowej wybieg w postaci dwunastu prowizoriów, ażeby budżety opóźniały się o sześć miesięcy.
W końcu wytwarza się taki niezwykły fenomen: minister przestaje być delegatem Parlamentu, któremu powierzono kierowanie pracą urzędników, organizację ich czynności, jednym słowem: rządzenie; staje się więźniem urzędu, nagina się do obowiazujących metod, akceptuje regulamin wewnętrzny.
Nie posiada władzy, ponosi odpowiedzialność - i to wystarcza dla jego dumy. Może on nie mieć pojęcia o swych czynnościach, ale odpowiada za nie i wtedy właśnie czuje się najściślej związany z ludźmi, których życzeniom się poddaje, lecz którym wydaje rozkazy. Im mniej jest władcą, tym bardziej odczuwa radość z tego, że jest szefem. Staje się solidarny, choćby przeciw Parlamentowi, z ludźmi, których Parlament polecił mu kontrolować. Obecnie pozostaje mu jedynie ta rola, że ochrania ich swoją odpowiedzialnością zwierzchniczą, że ich broni nawet w przypadkach przewinień i że im zapewnia bezkarność w potrzebie. I nie może być inaczej: to, co oni zrobili, on zatwierdził; jakże mógłby ich potępić. Jest niewolnikiem mocy, którą mu niby przypisują i której ciężar sam pragnie dźwigać.
A że nikogo tym nie zwiedzie, to nic nie znaczy: dzięki tym pozorom duch władzy unosi się nad cieniem demokracji.
********************
Wykaz moich wszystkich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:
http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty
tagi: biurokracja
![]() |
stanislaw-orda |
13 maja 2025 12:11 |
Komentarze:
![]() |
saturn-9 @stanislaw-orda |
13 maja 2025 13:07 |
Ten link u mnie nie funkcjonuje, biała plama.
"Republika koleżków, to książeczka, którą powinien nosić przy sobie każdy parlamentarzysta."
Z tego co pamiętam to na początku lat '90 była do nabycia.
![]() |
BaZowy @saturn-9 13 maja 2025 13:07 |
13 maja 2025 13:57 |
U mnie link odpalił i można ściągnąć treść.
Pod drugim Pana linkiem, gdzie mowa o bratanku, autora "Republiki koleżków", jest kilka fajnych bonmotów o władzy w demokracji. Jeden z nich jak ulał pasuje do sytuacji w naszej umęczonej Rzeczpospolitej: "Społeczeństwo owiec musi z czasem wyłonić rząd wilków".
![]() |
BTWSelena @stanislaw-orda |
13 maja 2025 14:27 |
"wiwisekcja funkcjonowania tzw. demokracji parlamentarnej" ,--ha ! ale się pan przyczaił i wyłowił taką perełeczkę.Co prawda wiwisekcję stosuje się na zwierzętach,ale już starożytni ćwiczyli na niewolnikach i skazańcach...
Kurczę pieczone,że tak powiem,jak to wszystko pasuje w dzisiejszych czasach. Stawiam plusa!
![]() |
stanislaw-orda @BTWSelena 13 maja 2025 14:27 |
13 maja 2025 20:49 |
Wszystko już było, czyli wszystko jest takie samo, tylko bardziej.
![]() |
MarekBielany @stanislaw-orda 13 maja 2025 20:49 |
13 maja 2025 21:19 |
... albo mniej ?
![]() |
stanislaw-orda @MarekBielany 13 maja 2025 21:19 |
13 maja 2025 21:22 |
non, mesje
![]() |
MarekBielany @stanislaw-orda 13 maja 2025 21:22 |
13 maja 2025 21:29 |
e tam.
![]() |
stanislaw-orda @MarekBielany 13 maja 2025 21:29 |
13 maja 2025 21:35 |
tam-tam
![]() |
MarekBielany @MarekBielany 13 maja 2025 21:42 |
13 maja 2025 21:48 |
Dobrze znasz Mokotów.
Pomiędzy górnym/dolnym jest brak komunikacji, co dziwne istoty korzystają.
![]() |
stanislaw-orda @MarekBielany 13 maja 2025 21:48 |
14 maja 2025 10:02 |
od ponad 43 lat mieszkam w Otwocku:
https://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/wariacja-f-mol-na-temat-kosciokowa
![]() |
Magazynier @stanislaw-orda |
14 maja 2025 12:10 |
W republice towarzyszy najważniejsze to mieć czysto w papierach.
![]() |
MarekBielany @stanislaw-orda 14 maja 2025 10:02 |
14 maja 2025 21:29 |
Trochę starszy i ...
mądrzejszy.
To teraz jest gówniane, ale jeszcze raz dziękuję.