-

stanislaw-orda : [email protected].

Recenzja sprzed lat 50-ciu

Oczywiście nie moja, ale  cenionego przeze mnie publicysty Wacława A. Zbyszewskiego. Akurat nie zgadzam się z zawartą w niej oceną zarówno pisarstwa Gombrowicza jak i pisarstwa Hłąski, ale tekst ten stanowi inspirujący przykład, w jaki sposób powinny być pisane tego rodzaju recenzje.

"W numerze "Monde’u” z 25 lipca 1969 przeczytałem francuski przekład nowelki Hłaski o egzekucji warszawskiej dziewczyny przez bojówkę Armii Krajowej, za to że spała z Niemcem, i wiadomość o śmierci Gombrowicza oraz jego sylwetkę literacką pióra Jacqueline Plattier. Nie znałem tego opowiadania Hłaski: było mi wstrętne i wstrząsnęło mną głęboko. Nie wiedziałem, że Gombrowicz jest ciężko chory: dytyramby "Monde’u” z okazji jego zgonu przeczytałem z zupełną obojętnością, taką samą, z jaką przyjąłem do wiadomości o udzieleniu nagrody Nobla z literatury jakiemuś panu, który jest ambasadorem Gwatemali w Paryżu (Miguel Ángel Asturias – nagroda za 1967 r.; przypis mój) Hłasko był wielkim talentem, choć nie dorósł do miana wielkiego pisarza. Gombrowicz był członkiem pewnego modnego pół-establishment literackiego, albo raczej klubiku czy koterii, pretendującej do miana establishment. Chwała Bogu że ta mu się udało: musiało to mu dostarczyć wiele radości: a czemu nie?

Nigdy nie spotkałem Gombrowicza i nigdy nie chciałem go spotkać. O jego istnieniu w Warszawie przed wojną nigdy nie słyszałem, o jego „Ferdydurke" też nie, poza tym nie pamiętam, by ktoś, kiedykolwiek, poza zawodową klaką jego wyznawców, przy mnie Gombrowicza-autora wspominał. Wielu ludzi irytował, nic więcej. Osobiście, trochę mnie zainteresował pierwszy rozdział jego "Trans-Atlantyku", gdym tylko go przeczytał w "Kulturze". Rozmowa posła RP z autorem była oczywiście ściągaczką z "Brideshead Revisited" Evelyna Waugh, ale miała pewien posmaczek oryginalności pewne ciekawostki formy. Ale potem to się beznadziejnie powtarzało.

Gombrowicz był człowiekiem bez talentu pisarskiego, t. zn. jego postacie były zawsze ściśle papierowe, nigdy nie żyły, nigdy nie ruszały się, wygłaszały tylko pewne tezy, pewne teorie nudne, mętne: ziarnko prawdy, a więc że Polacy grzeszą megalomanią i wierzą że wszyscy ich kochają było ukryte pod grubym pokładem osobistego zarozumialstwa, arogancji, złych manier, wielosłowia, zwykłego grubiaństwa. Jak ten Gombrowicz pisał np. o biednym Zbigniewie Grabowskim, jednym z niewielu, którzy nim się interesowali, upatrywali w nim jakiś talent, doszukiwali się w nim jakiegoś nowego. Brzozowskiego. Wyzwiska, którymi Gombrowicz sypał pod adresem Grabowskiego, były zemstą za brak przesadnych pochwał, za brak uwielbienia. Przy takim Jerzym Stempowskim, który był rzeczywiście i wielkim pisarzem i człowiekiem fenomenalnego oczytania i erudycji, i głębokim myślicielem, Gombrowicz był zawsze tylko pomniejszym literatem, a gdy chodzi o talent pisarski i stylistyczny, porównywanie go z obu Mackiewiczami, z Tadeuszem Nowakowskim i z Hłaską takoż było nie do pomyślenia, i to ani przez chwilę.

Spotkałem Hłaskę kilka razy w Maisons-Laffitte u Giedroycia i w moim własnym pokoiku hotelowym w Paryżu, który kiedyś zaszczycił postojem czy biwakiem, gdzie zresztą musiałem go wybraniać przed właścicielem za awantury i popijawy. Musiałem zawsze - z Hłaską bardzo uważać. Był to człowiek nieustabilizowany, szukający draki i kłótni, wrzaskliwy, męczący, nierówny, obraźliwy, źle wychowany: co mówię "źle”? - zupełny dzikus, bez cienia jakiegokolwiek obycia. Wiedziałem doskonale, że nie mam i nie mogę mieć z nim nic wspólnego: mam naturę burżuazyjną, centusiowatą, jestem przywiązany do wszelkich ustalonych form życia i współżycia, nie znoszę anarchii, boję się rewolucji, nie lubię nieporządku ani w obyczajach, ani w rachunkowości, ani w rozkładzie dnia i pracy. Hłasko przypominał Ksawerego Pruszyńskiego; obaj się chętnie kładli w płaszczu i z butami na cudzym łóżku, obaj byli zajęci wyłącznie sobą, obaj mieli olbrzymi nabój talentu i malusieńki bagaż wiedzy, kultury nabytej: w pewnym sensie obaj mieli ptasie już nie mózgi ale móżdżki. Oczywiście były różnice. Pruszyński był dzieckiem kultury szlacheckiej, miał fantazję panicza z Kresów, miał temperament kozaka plus pychę karmazyna. Hłasko był dzieckiem dołów, był do szpiku kości proletariacki, był bohaterem z Gorkiego, był wykolejeńcem, nie miał żadnej tradycji, do niczego nie należał, żył i umarł "en marge de la societe" (na marginesie społecznym - przypis mój). Ale talent miał szalony, wściekły, olbrzymi, dużo większy niż Pruszyński, choć jako stylista Pruszyński górował nad Hłaską. I Hłasko był szczerszy od Pruszyńskiego, który jednak dbał o swój konterfekt, pozował to na to, to na tamto; to na liberał, przez wielkie L, to na opozycjonistę, to na zwolennika Sikorskiego albo porozumienia z Rosją, albo na filosemitę, a w gruncie rzeczy to wszystko go mało interesowało; był szalenie zajęty sobą, swą karierą, chciał podziwu, chciał pochwał, chciał kadzideł,
a skąd te kadzidła pochodziły to było mu właściwie dość obojętne. Jeżeli coś u niego było naprawdę silnego, to raczej pewne snobizmy i tradycje, i gusty szlacheckie, kresowe, silnie związane z barokiem i z kolorytem Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Gdyby nie wojna, gdyby nie podziemie, gdyby nie totalne wykolejenie - to by Hłasko był na pewno taki sam, bo miał temperament w gruncie rzeczy szlachecki, sobiepański, anarchiczny, z dużą skłonnością do klepania ludzi po ramieniu i traktowania ich z góry, pomimo pozorów demokratycznych.

Hłasko szczerze podziwiał Stanisława Mackiewicza, jaka pisarza, i ten to podziw więcej mówił o jego. ukrytych tendencjach, niż oficjalnie afiszowane poglądy. Był dużo bardziej "faszystą" w sensie sanacyjno-mackiewiczowskim, niż komunistą. Ale przeżycia młodości coś w nim złamały, sprawiły że nie był w stanie znaleźć dla siebie miejsca w normalnym i przyzwoitym otoczeniu. Miałem zawsze wrażenie że Hłasko był jakby męskim odpowiednikiem dziewczyny z dobrego gniazda, którą życie za młodu wygnało na ulicę czy do domu publicznego, i która potem rzuciła ten zawód, ale już nie potrafiła odbudować sobie burżuazyjnego życia do którego gdzieś w podświadomości tęskniła. Hłasko, jak prawie wszyscy współcześni pisarze polscy jest, a raczej był nowelistą, jego dłuższe utwory wydają się pozbawione tchu, wydają mi się pełne dłużyzn. No, ale to jest słaba strona nawet takiego tytana, jak Maria Dąbrowska: jej : „Ludzie stamtąd" są lepsi od „Dni i nocy”. Za najlepszy utwór Haski uważam jego "Ósmy dzień tygodnia”, który mną wstrząsnął. Po dziesięciu. latach wydaje mi się żem go wczoraj czytał. Zabawna analogia, przypadkowa zapewne, z Tadeuszem Nowakowskim, którego nowelka "Wycieczka do Juraty'" pierwszy jego utwór na emigracji, który ukazał się w „Wiadomościach", też jest perłą całej jego bogatej twórczości.

Może zresztą Polska jest krajem w ogóle udanych debiutów po których dalsze ciągi nigdy nie dotrzymują pierwszej obietnicy: wszak i "Droga donikąd” jest o tyle potężniejsza od następnych powieści Józefa Mackiewicza.

Debiut - to kwestia talentu i tylko talentu, dalszy ciąg - to kwestia rzemiosła, erudycji , kultury ogólnej, kultury umysłowej, bagażu intelektualnego. Czy i Mickiewicz nie osiągnął najwyższych szczytów w. "Sonetach krymskich"? Czy nie jesteśmy w ogóle krajem "cudownych dzieci", bohaterskiej młodzieży, która potem przeradza się przeważnie w złych urzędników i urzędasów, podszytych całkowitym brakiem zasad , przekonań i odwagi cywilnej.

Rynsztok i Izrael - oto dwa najbardziej udane bieguny twórczości Hłaski. Jego "Dew" jest migawką, ale o ileż wyższej klasy od "Epinalskich obrazków" z Palestyny innych autorów, zarówno Polaków jak i Żydów.

(Epinal jest stolicą departamentu Wogezów niewielkim miastem, położonym w Lotaryngii, na południe od Nancy. W roku 1999, obchodziło tysiąclecie założenia pierwszej osady w tym miejscu. Miasto jest znane z fabryczki Imagerie d’Epinal, która swoimi seryjnie produkowanymi od dwustu lat obrazkami ukształtowała popularny świat francuskich wyobrażeń i ludową francuską wyobraźnię.Wyrażenie images d’Epinal (obrazki z Epinal) przybrało z czasem sens metaforyczny, oznaczający wizerunek empatyczny, tradycyjny i naiwny, przedstawiający tylko dobrą stronę rzeczyprzypis mój).

Oczywiście moralistą, tym bardziej moralizatorem, Hłasko nie był i nie wolno szukać w jego twórczości elementów "dla pokrzepienia serc", ale tych mamy tak straszliwie dużo że nie ma potrzeby wymagać ich od Hłaski. Naturalnie, obraz czy to Polski, czy Izraela, czy epoki, czy robotników jest zawsze u Hłaski przeszarżowany, przesadny, nie można brać go za dokument epoki autentyczny i nie wymagający retuszu.

Ale to sonda społeczna, sonda psychologiczna niezrównana, i w brutalności, w szczerości Hłaski jest pazur, jest siła, jest coś lawinowego, coś z wybuchu wulkanu. Hłasko - to był na pewno nieszczęśliwy człowiek, to był wykolejeniec, to był zmarnowany talent, toi był prymityw, ale to pisarz z Bożej łaski, to był jeden z największych talentów pisarskich w Polsce powojennej, a nawet w literaturze naszej XX stulecia.

Ale na naszym ugorze nic wyróść nie może. Jakaś przeklęta bezpłodność nas ściga, a poza tym chorujemy wszyscy na jakąś chorobę samozniszczenia, a przy tym jest kolosalna i uniwersalna konspiracja, by tłamsić, by zdusić każdy talent, każdą indywidualność, by na placu zastawić grafomanię, tylko banał, tylko nudę, tylko bla-bla.

Hłasko i Gombrowicz pojawili się na scenie literackiej omal jednocześnie, razem z niej znikli. Póki język polski się utrzyma, raz po raz czytelnicy Hłaski będą zdumieni eksplozją jego talentu.

Gombrowicz natomiast będzie dużo bardziej zapomniany niż Brzozowski. którego trochę in minus przypomina. Na miejsce Gombrowicza znajdzie się stu innych podobnych pretensjonalnych nudziarzy, ale miejsce Hłaski pozostanie puste, bo dzisiaj w Polsce absolutnie żadna literatura rozwijać się nie może, już nie tylko ze względu na cenzurę, ale przede wszystkim wobec Beocji umysłowej wobec czasów gorszych od saskich, na jakie Gomułka, na spółkę z Rosją i ze swą nędzną kIiką partyjną dzisiejszą Polskę skazuje.
(Beocja umysłowa jest określeniem pustyni kulturalnej; w warunkach polskich odnoszone do sytuacji na ziemi poznańskiej w okresie dwudziestolecia międzywojennego przypis mój)
Emigracja zaś, zajęta wyłącznie akademiami, wspominkami, kapliczkami, kultami, kadzidłami, zajęta tańcem Chochoła między Dmowskim a Piłsudskim. między Żydami a korpusem oficerskim, między Podziemiem a Pierwszą Kadrówką, na jakąż może się literaturę zdobyć?

Emigracja dotąd szuka "nowego" Zygmunta Nowakowskiego, "nowego" Wierzyńskiego, a gdyby mogła wskrzesić Or-Ota (Or-Ot, pseudonim literacki Artura Franciszka Michała Oppmana - poety okresu Młodej Polski - przypis mój), uważałaby że wygrała wielki los na loterii.  W "najlepszym" razie emigracja sprowadzi do Londynu Słonimskiego na swego barda, wodza i "ideologa".

Szkoda Hłaski. Właściwie do "Emigracji" przez duże "E" zaliczyć go nie można, nie żył jej życiem, pętał się zawsze gdzieś na uboczu. Jak Rimbaud w poezji francuskiej, jak Gauguin w malarstwie. Za życia, takie rzeczy dużo znaczą. A potem tych samotników się adoptuje i Rimbaud staje się po śmierci równie oficjalną sławą jak sam Victor Hugo. Gauguin staje się bardziej oficjalnym malarzem swej epoki niż Puvis de Chavannes, ze swymi kilometrami fresków w Panteonie paryskim.
(Pierre Puvis de Chavannes, 1824 – 1898; francuski malarz symbolistaprzypis mój)
Sława Hłaski spadnie na nas, choć za życia tak mało z nim mieliśmy więzów. Musimy go ex-post adoptować, rozsławiać, gloryfikować; to wielka pozycja, to wielkie nazwisko, to wielki kapitał literacki. A Gombrowicza pozostawmy snobom, klikom i pozerom.

(autor: Wacław Alfred Zbyszewski; „Wiadomości”, Nr 1239; grudzień 1969)

******

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



tagi: wacław a. zbyszewski 

stanislaw-orda
23 listopada 2018 22:03
18     1439    5 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

bolek @stanislaw-orda
23 listopada 2018 22:29

Kapitalny tekst! Chwilę wcześniej szukałem pewnej książki na półce i zobaczyłem m.in. "Pieknych...". Teraz to już muszę to ponownie "przewertować".

Gombrowicza niestey nie mogę... Wychodzi mi na to, że nic do końca przeczytałem. Próbowałem kiedyś obejrzeć Ferdydurke, z Radziwiłowiczem o ile dobrze pamiętam, i poległem.

zaloguj się by móc komentować

pink-panther @stanislaw-orda
24 listopada 2018 01:16

Kiedy czytam biografię Marka Hłasko, to mi go strasznie żal. Urodził się w 1934 r. a może 1933 a jego tatko, jako tako urządzony urzędnik jakiegoś ministerstwa - zostawił żonę z dzieckiem w 1937 r. i zmienił wyznanie aby ożenić się z jakąś panią Andrychiewicz, po czym zmarł w 1939 r. na gruźlicę nerek. Matka, klasyczna rozpieszczona mieszczanka jakimś cudem przeżyła okupację z dzieckiem w Warszawie i po powstaniu wyjechała "na ziemie odzyskane" zapewne z banalnej potrzeby znalezienia dachu nad głową i jakiegoś zatrudnienia. No i znalazła pracę a nawet więcej - jakiegoś (chyba) żonatego faceta, chyba dyrektora fabryki czy innego banku i zamieszkali albo "on wpadał do niej". A w tle chłopiec w wieku lat nieco ponad 10. Mieli podobno dobre warunki mieszkaniowe  w tym Wrocławiu, ale i tak chłopiec mieszkał u jakiejś ciotki (gdzie podobno było mu dobrze) lub  w jakimś internacie. W końcu coś  podkusiło tego całego Gryczkiewicza, żeby "awansować do Warszawy', gdzie może i dostał lepszą pracę ale za to mieszkanie to była kawalerka. Dziecko miało rozkładane łóżko w kuchni albo w przedpokoju. Plus matka z obcym facetem.  To się nie mogło dobrze skończyć i się nie skończyło, bo on wcześnie zaczął się buntować przeciwko tej sytuacji. Szkół nie ukończył i nie miał szans na stabilizację wg oczekiwań sfery, z której pochodził.  Dostał się w "kręgi robotnicze" i to była już tragedia.

Wydaje się, że był bardzo zdolny, ale emocjonalnie nie dźwignął tego, że jego matka dla swojej wygody została jakąś XIX-wieczną "utrzymanką". Nie miał dobrego męskiego wzorca, nie miał matki z prawdziwego zdarzenia, nikomu na nim nie zależało.  I z tej jego prozy wyłazi taki niepokój, gorycz, cynizm. W bardzo młodym wieku pozbył się wszelkich złudzeń w sprawach lojalności, wierności, ofiarności. W sumie można powiedzieć, że był zdeprawowany, chociaż nie ze swojej winy.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda
24 listopada 2018 07:44

To jest świetny pomysł, przypominanie tych starych tekstów. Wiele widać. No, ale też wiele widać w ich autorach. Hłasko nie był dzieckiem dołów, on wszystko udawał. A Gombrowicz to całkowita fikcja od początku do końca. 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @gabriel-maciejewski 24 listopada 2018 07:44
24 listopada 2018 08:02

pamiętam przywoływaną jedną z wypowiedzi Hłaski na pytanie dlaczego został pisarzem? wyjaśnił, że po lekturze jakiekoś sowieckiego pisarza doszedł do wniosku, że tak głupio to i on potrafi

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @stanislaw-orda
24 listopada 2018 08:25

Po lekturze książki Anatola Rybakowa "Kierowcy"

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @qwerty 24 listopada 2018 08:02
24 listopada 2018 08:52

Hlasko nie miał szansy, by oszlifowwać swój talent pisarski, za szybko zmarł. Używał kilku "sztuczek" erystycznych, które regularnie powtarzał. Tak że wystarczy przeczytać ze dwie, trzy jego nowele, bo w  pozostałych jest taka sama konwencja.

U Gombrowicza warte cokolwiek są  tylko "Dzienniki", bo opisuje tam realne zdarzenia i realnych ludzi. Reszta jego  prozatorskich dokonań to jakieś miazmaty.

zaloguj się by móc komentować

qwerty @gabriel-maciejewski 24 listopada 2018 08:25
24 listopada 2018 09:32

dzięki, za przypomnienie;- każdy jest autorem i to jakim;- nakaz pisania i objaśniania świata i żadnej pokory, nawet wobec matematyki;- niedlugo to 'sztuczna inteligencja' będzie mieć osobiste i majątkowe prawa autorskie, ot, dzieła z automatu 'wrzuć monetę i wybierz opcję/temat' - wrzucasz i masz

zaloguj się by móc komentować

Maryla-Sztajer @stanislaw-orda
24 listopada 2018 10:07

Dawno temu Wydawnictwo Literackie wydało całego Hłaski. Kilka tomów biało czarne okładki, książki klejone do grzbietu tak, ze samo przywracanie kartek odklejalo je.

Akurat siedziałam w domku z jakąś infekcja. Czytanie tego było tak koszmarne. .jedna depresja.

 

Po paru latach tę kupę kartek wrzuciłam do śmietnika. To jeden z nielicznych wypadków gdy tak postąpiłam z książkami 

.

 

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @qwerty 24 listopada 2018 09:32
24 listopada 2018 12:31

A tych co wymyślą taką inteligencję czeka los budowniczych piramid (konkretnie tych którzy znali drogę do kluczowych komnat)

Przy okazji słowa uznania dla Pana Stanisława za koncept notek i dobór tematów.

zaloguj się by móc komentować

OdysSynLaertesa @qwerty 24 listopada 2018 08:02
24 listopada 2018 12:33

Kilku Nawigatorów też by potrafiło... No ale. No właśnie :)

zaloguj się by móc komentować


sannis @stanislaw-orda
24 listopada 2018 13:18

Rewelacyjna optyka: Emigracja zaś, zajęta wyłącznie akademiami, wspominkami, kapliczkami, kultami, kadzidłami, zajęta tańcem Chochoła między Dmowskim a Piłsudskim. między Żydami a korpusem oficerskim, między Podziemiem a Pierwszą Kadrówką, na jakąż może się literaturę zdobyć?  

To jest grane po dziś dzień mam wrażenie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @sannis 24 listopada 2018 13:18
24 listopada 2018 16:28

I to  nie jest jedynie  wrażenie.

zaloguj się by móc komentować

papinka @stanislaw-orda
24 listopada 2018 21:41

"jak prawie wszyscy współcześni pisarze polscy jest, a raczej był nowelistą, jego dłuższe utwory wydają się pozbawione tchu, wydają mi się pełne dłużyzn"

Jestesmy narodem malych form?

"Może zresztą Polska jest krajem w ogóle udanych debiutów po których dalsze ciągi nigdy nie dotrzymują pierwszej obietnicy: wszak i "Droga donikąd” jest o tyle potężniejsza od następnych powieści Józefa Mackiewicza."

Znowu zle o Polsce. Nie zgadzam sie co do Mackiewicza. "Nie trzeba glosno mowic" jest swietna a napisna 14 lat pozniej.

"Czy nie jesteśmy w ogóle krajem "cudownych dzieci", bohaterskiej młodzieży, która potem przeradza się przeważnie w złych urzędników i urzędasów, podszytych całkowitym brakiem zasad , przekonań i odwagi cywilnej."

Gdybysmy odnosili sukcesy to pytan takich nie zadawalibysmy.   Nieudacznicy koncza na samo-nienawisci.

"Ale na naszym ugorze nic wyróść nie może. Jakaś przeklęta bezpłodność nas ściga, a poza tym chorujemy wszyscy na jakąś chorobę samozniszczenia, a przy tym jest kolosalna i uniwersalna konspiracja, by tłamsić, by zdusić każdy talent, każdą indywidualność, by na placu zastawić grafomanię, tylko banał, tylko nudę, tylko bla-bla."

I znowu to samo. Sami pilnujemy swoj kociol w piekle.  Diably nas lubia.

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @papinka 24 listopada 2018 21:41
24 listopada 2018 22:16

Mam nadzieję, iż jest oczywiste, że to nie są moje poglądy.
Wacław Alfred Zbyszewski (brat Karola) miał ostre pióro, co wcale nie znaczy, że każda jego ocena czy opinia była trafna lub podzielana przez wszystkich, którzy czytali jego publikacje.
Przytoczyłem tę  recenzję, gdyż jest  mi potrzebna jako "pomost" tematyczny do kolejnej notki, w której zamieszczę wywiad z Witoldem Gombrowiczem z 1963 r.

 

zaloguj się by móc komentować

papinka @stanislaw-orda 24 listopada 2018 22:16
24 listopada 2018 23:11

Ocywiscie, ze nie. To sa czy byly dosc powszechne poglady a czy nadal sa to juz inna sprawa (*).  Ja to wylapalem z tej recenzji i zebralem abysmy to widzieli.  Ta recenzja na jednym poziomie  opowiada b. ciekawie o pisarzach a na glebszym poziomie jest o nas Polakach i nas doluje.  A ze gosc widac zna sie na literaturze i mu zawierzymy w jego opiniach o pisarzach to rozciagnie sie to na wiare w przemycone opinie o Polakach.

(*) Mi sie wyjade, ze wsrod postepactwa to przekonanie nadal funkcjonuje dlatego to postepactwo nie che byc Polakami, za ktorych sie wstydzi, ale kims innym.  Mechanizm psychologiczny jest dosc prosty.

zaloguj się by móc komentować

papinka @papinka 24 listopada 2018 23:11
24 listopada 2018 23:50

Chyba Coryllus sporo pisal o mechanizmie wielopoziomowych narracji.  Gdzie na pierwszym poziomie dowiadujemy sie fascynujaca ciekwostke, ze np. Hlasko w butach do lozka sie kladl a na drugim poziomie na polswiadomie  wchlaniamy narracje o tym jacy to my jestesmy i ja latwo akceptujemy, gdyz poczesci sami tak juz myslimy albo po cichu podejrzewamy.  Dlatego, popularna literatura jak powiesci detektywistyczne sa tak niebezpieczne.  Tam leci ciekawa akcja i nasze uwaga jest na tym co kto i jak a rownoczesnie przemyca sie rozne glebsze narracje o tym jaki jest swiat i jaki powinien by, jacy jestesmy i jacy powinnismy byc itp. itd. Ta druga narracja nas oszukuje i gnoi jest narracja glowna.  To na mysli ma Coryllus gdy mowi o tym jak wazna jest kultura pop.

Tak sobie pomyslalem, ze tak wiele sie zrobilo i nadal robi aby Jozef Mackiewicz nie zaistnial to wlasnie dlatego, ze ta druga narracja w jego powiesciach jest prawdziwa i nie sluzy "systemowi", ona nas Polakow mogla by umocnic.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @papinka 24 listopada 2018 23:50
25 listopada 2018 00:29

Każdy, kto tylko chce, może mieć  dostep do dzieł  J. Mackiewicza albo innych pisarzy "źle widzianych".

Problem w tym, że mało kto chce.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować