-

stanislaw-orda : [email protected].

Srebrzysko - dwa pogrzeby 1971

W ramach testowania tego portalu wklejam test, który został opublikowany w fazie agonalnej  s24, i chyba głównie przez to pozostał praktycznie niezauważony, a na uwagę zasługuje. Otóż są to fragmenty wspomnień Marii A. Bonieckiej („Wiadomości”,03.10. 1971 r., Nr 1331).  Skróty dokonane do wersji autorskiej zaznaczyłem przez  (…) , jak równiez  dodałem przypis, którego w orginalnym tekście nie było.

"Srebrzysko, piękny rozległy cmentarz, położony na lekko sfalowanym terenie między Wrzeszczem a Oliwą.
(…)

  1. MAREK

Jestem tu z okazji pogrzebu Marka Olewniczaka, 15-letniego najmłodszego syna Reginy z Piątków i Czesława Olewniczaków. Marka, który zmarł przed trzema dniami, ściśle - 7 lipca (1971 roku – dopisek mój). Kula trafiła go w głowę. Wypadek miał miejsce też w grudniu i też o zmierzchu.

Z nawyku reporterskiego, nim wybrałam się na Srebrzysko, odwiedziłam prof. dr Kieturakisa, który osobiście trzykrotnie operował chłopca. Rozmawialiśmy chwilę w gabinecie i nieco dłużej na korytarzu oddziału chirurgicznego Kliniki Gdańskiej. Profesor był więcej niż powściągliwy, mimo iż znamy się od lat. Nie wymienił żadnej liczby, żadnego nazwiska, żadnego ciekawszego przypadku, żadnej daty.

- Oczywiście że śmiertelność jest duża, mogliśmy przyjąć przecież tylko ciężkie stany.
- Trwale kalectwa?

- Oczywiście, że są nieuniknione, ale jeszcze dziś trudno ustalić konkretnie skutki niektórych powikłań. Zresztą, pani rozumie, pani Tolu ... myślę że w biurze mają dokładne dane.

Ale nie mieli.

Z rodziną Olejniczaków sąsiadowaliśmy przez 17 lat, a znamy się od 25-u. Mieli sześciu synów i córkę. Czesław, ślusarz z zawodu, pochodził ze wsi. Regina, córka kolejarza, była rodem z miasta, z Garwolina. Oboje wstąpili do partii w 1945 r.  i odtąd partia zaczęła kształtować ich życie, wyznaczać drogi ich losom, nadawać sens ich istnieniu.

Czesław, wiedziony chłopskim zdrowym instynktem, nie sięgał po żadne, szczególnie eksponowane stanowiska, nie był nawet nigdy sekretarzem wojewódzkiego czy miejskiego komitetu, ani dyrektorem, ani naczelnikiem. Z zasady trzymał się na uboczu, w cieniu. Po krótkiej karierze kierownika działu konstrukcji w szczecińskiej firmie „Junak" (motocykle) wrócił po prostu do ślusarstwa, przenosząc się razem z towarzyszem Fortuńskim, dyrektorem wspomnianego „Junaka ", z którym ongiś odbywał praktykę u jednego majstra - do stoczni szczecińskiej, gdzie Fortuńskl objął stanowisko dyrektora. a Olewniczak instruktora w warsztatach.

[Rodzina Olewniczaków] zajęła obszerną willę, dzieci kolejno kończyły szkoły, dwóch synów ożeniło się, córka wyszła za mąż, na świat zaczęły przychodzić wnuki. Złośliwi pogadywali, że Czesław dostaje drugą pensję z listy UB, ale mogły to być tylko plotki.

[Kilka lat wcześniej] przenieśli się do Gdańska. Czesławowi partia zleciła objęcie stanowiska starszego instruktora w warsztatach kadłubowni w stoczni i kierownictwo szkoły przyzakładowej, kupili samochód, Regina przemalowała siwiejące włosy na blond. Synowie i zięć też korzystali z dobrodziejstw partii. Najstarszy z młodych Olewniczaków - Andrzej dosłużył się stopnia porucznika w KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wojskowego - odpowiednik UB; dopisek mój). Janusz pływał na statkach jako oficer polityczno-wychowawczy. Kuba i Leon przygotowywali się do zawodu nauczycielskiego. Stasiek był w technikum gastronomicznym, zięć skończył zaocznie studia prawnicze i został prokuratorem.

Ale tak naprawdę, w całej rodzime liczył się tylko Marek. Uwielbiała go matka, ojciec, rodzeństwo. Był ich namiętnością, nadzieją, dumą.

- Marek będzie uczonym, albo będzie malował obrazy - zapewniała Regina - niech pani patrzy, Antosiu, toć on już przerósł ojca, a jak rysuje i to od małości, przecież sama pani mówiła że ma zdolności, tylko to w ramy wstawiać i na wystawę.

- Bystry chłopak, nie ma co, ma głowę jak rzadko - wtórował żonie Czesław - ten dopiero pokaże, co to Olewniczaki.

Marek, Mareczek, Maruś, Marusiek - odmieniano w rodzinie, każde na swój sposób, pieszcząc się brzmieniem drogiego imienia.

I już nie ma Marka. Wybiegli gromadą od strony stacji kolei elektrycznej, którą przyjechali z Gdyni.

Chcieli przebiec na drugą stronę jezdni. I wtedy oddano serię do tłumu szukającego schronienia na starym cmentarzu. Trzech zginęło na miejscu. Marek umierał ponad pół roku.

Wczoraj był u mnie Andrzej i opowiedział o tym, co ich spotkało.
(…)

Niemożliwe... niemożliwe... - powtarzałam bezradnie i naiwnie.

To i o ojcu pani nie wie? Nie żyje... o, już kawał czasu, zmarł tego dnia, kiedy Mareczka pierwszy raz operowali. Na serce skończył. Coś miał widać z tym sercem, bo już jesienią kazali mu doktorzy miesiąc leżeć w szpitalu, w wojskowym leżał, w Gdyni.
(…)

- Tak to nieszczęścia chodzą parami. A i z matką mamy osobną biedę. Warowała w szpitalu, jak pies, a teraz, no jak ją zobaczyłem, już po wszystkim, to się boję żeby jej na rozum nie padło, zresztą pani sama wie, jaki był nasz Maruś...
(…)

Naraz jakby się w nim coś złamało, jakby zdjęto z niego mundur usztywniony skórzanym pasem, osłonił twarz dłońmi i rozszlochał się głośno.
- Po co zaraz zabijać!... Po co strzelać do dzieci, do niewinnego chłopca! Dlaczego, za co zamordowali tatę i Mareczka?

Czesława chowała partia z całym przepychem i honorami. Były wieńce, mowa sekretarza Podstawowej Organizacji PZPR i członka prezydium KW i dyrektora kadłubowni i delegata Miejskiej Rady Narodowej w Gdańsku i innych towarzyszy. Leży przy głównej alei, w miejscu zarezerwowanym dla szczególnie zasłużonych. Zmarł przecież zwyczajnie, na serce. l z Markiem nie było żadnych kłopotów. Pół roku to dosyć by zrezygnować z ewentualnych skojarzeń i analogii. Przygotowano dół w nowej kwaterze, wyasyg- nowano zapomogę na koszty pogrzebu. Przysiadłam na kamiennej, wilgotnej ławce. W pobliżu grabarze kopali nowe groby.
(…)

Nagle, z głębi wyznaczonej świerkami drogi buchnęło dzikim ochrypłym krzykiem. Nie było w nim nic ludzkiego, było wycie, i ryk, i skowyt mordowanego zwierzęcia. To Olewniczakowa żegnała Marka, płynącego górą, w białej wąskiej trumnie na barkach braci.

2. JADWIGA

Jedna jedyna noc w piwnicy UB wydaje się rokiem, dziesiątkiem lat - opowiadała mi kiedyś Jadwiga - czas jest pojęciem subiektywnym, gubisz się więc w jego obszarach, jeśli zachowasz tę trochę świadomości, że starczy ci go na wszystko, że zdążysz przezwyciężyć siebie, swój strach. Grozę, chęć życia, odciąć się od przeszłości i nadziei, przestać myśleć, przestać być...

Mąż jej, kapitan Jarosław Tułodziecki zginął we wrześniu 1939 pod Zegrzem. Okupację przeżyła pod Warszawą, w Aninie, a w czasie powstania trafiła do obozu w Małszycach, w pobliżu Kutna [1]. (powiat łowicki – dopisek mój). Po wojnie osiedliła się w Ostródzie, zniszczonym powiatowym mieście województwa olsztyńskiego, gdzie do spółki z siostrą i przyjaciółką założyły sklepik spożywczy na peryferiach nowego osiedla.

Jadwiga była prześliczna. Miała czarne oczy, wilgotne i słodkie małe usta i olśniewająco białe zęby. A jak się umiała śmiać, jak śpiewała legionowe i powstańcze piosenki, jak stroiła w koronkowe kołnierzyki, jak lubiła wykwintną bieliznę i drogie, modne obuwie...

W październiku 1953 odwiedził ją po raz pierwszy jakiś nieznajomy mężczyzna, podając się za ,,specjalnego urzędnika Urzędu Skarbowego". Następnie wyznaczono jej tzw. domiar - wysoki dodatek do uprzednio wyliczonego podatku. Sprzedała resztę posiadanej biżuterii i zapłaciła. Ale ów „specjalny urzędnik" znów pojawił się na Grudziądzkiej, a po krótkiej przerwie zaczął przychodzić prawie co dnia. Tak się to zaczęło.
Wiosną następnego roku wezwano ją oficjalnie do miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa. Przesłuchano i wypuszczono. Po jakimś czasie wezwano po raz drugi i już zupełnie jawnie zaproponowano współpracę.

- To jest tak: w sklepie stykacie się obywatelko, z różnymi ludźmi, a tu się rozchodzi o dobro Polski, znaczy się, ojczyzny. Wróg czai się wszędzie, to trzeba mieć stale w pamięci. Każdy lojalny członek społeczeństwa ma święty obowiązek czuwać. Założymy wam telefon, doprowadzi się kanalizację, będziecie inaczej żyć, nie ma co się namyślać.
- I z innej beczki: inicjatywa prywatna, kapitalizm, wrogowie ustroju.
- Nie, nie, nie!

Bito ją strasznie, po głowie, piersiach, brzuchu, lewe oko wypłynęło od uderzenia pięścią, uszkodzona śledziona, nerki, osierdzie, płuca - właściwie już nie sprawiały bólu, ludzki próg czucia został przekroczony.

- Nie, nie, nie... to właściwie mówił ktoś, czy coś za mnie, nie ja, bo mnie już chyba w ogóle nie było.

W piwnicy, na Dzierżyńskiego, było tak ciemno, że niepodobna było odróżnić nocy od dnia. A jednak wyżyła. Przez dwa lata leżała w szpitalu wojewódzkim w Olsztynie. Jedną nerkę, część żołądka i jelit trzeba było usunąć, ocalałe oko widziało coraz słabiej. Tymczasem zlikwidowano sklep drogą administracyjną i zlicytowano ruchomości właścicielek na poczet zaległych domiarów. Po październiku 1956 dostała pracę urzędniczki w powiatowym szpitalu w Ostródzie, skąd co pół roku przyjeżdżała na konsultacje do kliniki gdańskiej do prof. dr Pensona. I tym razem, a był to grudzień 1970, poddawała się przez tydzień badaniom. Wieczorem miała pociąg do Ostródy. Wyszła z kliniki o zmroku, przez portiernię od ulicy Dębinki. W kwadrans później - nie żyła.
(…)

To tutaj. Grób Jadwigi już się wyraźnie zapadł i jakby skurczył. Zginęła w grudniu o wczesnym zmierzchu. Była prawie niewidoma i to prawdopodobnie zadecydowało ostatecznie o Jej śmierci pod gąsienicami czołgu."

Przypis:

[1] najprawdopodobniej Autorka poznała Jadwigę podczas pobytu w obozie w Małszycach.

******

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

                                                                                                

 

 

 

 

 



tagi: prl  grudzień 1970 

stanislaw-orda
18 maja 2017 12:35
9     2470    9 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

ewa-rembikowska @stanislaw-orda
18 maja 2017 12:52

Wstrząsające są te wspomnienia. Niektórym politykom trzeba by te wspomnienia puszczać przymusowo i na okrągło.

zaloguj się by móc komentować

Rozalia @stanislaw-orda
18 maja 2017 13:21

To aż boli. I niech boli. Nie wolno o tym zapomnieć.

zaloguj się by móc komentować

elzbieta @stanislaw-orda
18 maja 2017 19:35

Ja ten wpis juz czytalam na salonie 24, ale chetnie teraz przeczytalam ponownie.Dzieki.

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @elzbieta 18 maja 2017 19:35
18 maja 2017 21:03

Na początek, w  ramach przetestowania co i jak działa na nowym blokowisku, wrzuciłem tekst  który był   już  gotowy.

 Wybrałem taki, który w mojej ocenie zasługuje na promocję.

 

 

zaloguj się by móc komentować

szarakomorka @stanislaw-orda
3 listopada 2019 15:47

Zasługuje na promocję,.

ale jak to można komentować?

zaloguj się by móc komentować


szarakomorka @stanislaw-orda 3 listopada 2019 15:54
3 listopada 2019 16:11

Wiem.

Chciałoby się coś napisać, ale jakie słowa to wyrażą?

zaloguj się by móc komentować

proton @stanislaw-orda
4 listopada 2019 14:10

Ciekawe czy zyje jeszcze ktoś z czerwonego towarzystwa odpowiedzialny za tą zbrodnię.

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować