-

stanislaw-orda : [email protected].

Oficerskie słowo honoru

Przedstawiam obszerne fragmenty publikacji Józefa Mackiewicza zatytułowanej „Zbrodnia w dolinie rzeki Drawy” (premiera: 23 październik 1955 r. na łamach londyńskich „Wiadomości” (nr 499). Jest to na tym blogu kolejny tekst z cyklu „angielska robota”. Poprzednimi są np.:
http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/angielska-robota
http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/historia-bardzo-mao-znana
http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/i-cos-smutnego

W oryginalnym tekście J. Mackiewicza opublikowanym 23 października opuściłem kilka fragmentów (…), pominąłem  śródtytuły (*****), dodałem kilka linków oraz minimalną ilość własnych przypisów.
W bardzo nielicznych miejscach uwspółcześniłem pisownię (np. zaczęto w miejsce poczęto, aby w miejsce ażeby, etc.). Jeden z wersów wytłuściłem jako że współbrzmi z tytułem notki.

************
(…)

Gdy 1 czerwca 1945 wzeszło słońce nad doliną rzeki Drawy, płynącej wąskim korytem południowych Alp, oświetliło ono następujący obraz: wielotysięczna ciżba na kolanach zasłaniająca się krzyżem; po łąkach i polach rozbiegane tabuny koni i wielbłądów; kobiety z dziećmi drapiące się na skaliste zbocza, uchodzące w śmiertelnym przerażeniu przed kulami i pałkami chrześcijańskich żołnierzy, zapędzających wszystko w ręce kata...
- Co to było? Ano, gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym ironicznie: wydawanie „Azjatów" w ręce europejskiego marksizmu.

Z grona  ocalałych b. generał Wiaczesław Naumienko, przebywając w USA, pozbierał dane, listy, zeznania świadków, rozproszone publikacje i t.d.
http://hrono.ru/biograf/bio_n/naumenko_vg.php

Zgromadził to co się nazywa materiałem historycznym. Posegregował, skonfrontował krytycznie,
sprawdził autentyczność relacji i odrzucił co wkraczało w dziedzinę legendy.
(…)

Swego czasu napisałem o Ponarach pod Wilnem, gdzie mordowano Żydów. Pisałem o Katyniu, gdzie mordowano oficerów polskich. Może zaważyła tu co nieco i ta okoliczność, że i w Ponarach i w Katyniu byłem osobiście.

Otóż byłem też w dolinie rzeki Drawy. Wprawdzie na kilka miesięcy przed opisywanymi wypadkami,
ale znam teren, a teren wielkiej chwały czy wielkiej zbrodni ma w sobie zawsze coś przyciągającego.
W danym wypadku spiętrzone fale rzeki, po których płynęły później trupy; łąki, po których biegały później bezpańskie konie; idealnie obojętne szczyty gór, jak zawsze pochłonięte wyłącznie mijaniem się z obłokami; cała przestrzeń dramatu od Villach poprzez Spittal, Stemfeld, Oberdrauburg i Lienz, z ich spiczastymi wieżami kościołków katolickich, które dzwoniły o zmiłowanie nad ludem prawosławnym, zanim im władze brytyjskie tego dzwonienia nie zakazały.

I jeszcze jedno: widziałem tych ludzi latem 1944, gdy przeprawiali się przez Pilicę. Spotkałem ich
w Częstochowie: barankowe czapki z czerwonym denkiem; czarne od wiatru i kurzu, milczące, ponure twarze; chude krowy uczepione do wozów. Żadnej eskorty. To nieprawda żeby ich kto gnał.
Sami ciągnęli na zachód. Nieskończone tabory. Na tle europejskich kamienic robili istotnie wrażenie egzotyczne: „Azja” uciekająca przed bolszewikami.

26 kwietnia 1945 skapitulowały wojska niemieckie we Włoszech, a już 27 kwietnia ujęto Mussoliniego. W tym czasie na terenie republiki faszystowskiej w północnych Włoszech znajdowała się grupa atamana Domanowa, czy jak sama siebie nazywała „Kozacki stan”, rozlokowana w rejonie miasta Tolmezzo, licząca ok. 7 000 ludzi pod bronią.
https://weekend.rambler.ru/people/49314417-timofey-domanov-sudba-stukacha-nkvd-kotoryy-stal-atamanom-kazakov-gitlera/

Cywilów, czyli żon, dzieci, starców i inwalidów  było tam nawet więcej, bo ponad 8 400 osób. Liczby te pochodzą z końca roku 1944, zatem nie są w pełni dokładne. W ciągu zimy bowiem spływały do Włoch dalsze fale uchodźców, a także przybyły jeszcze dwa pułki kozackie (8-my i 10-ty), których liczebność nie jest dokładnie znana. Ponadto w pobliżu Gemony (Gemona del Friuli, prowincja Udine; przypis S.O.) stacjonował 3-ci pułk kozacki (ok. 2 500 ludzi), ale ten w odróżnieniu od sił głównych Domanowa, skapitulował wobec partyzantów włoskich, wywieziony został na południe i wydany bolszewikom w innych okolicznościach.

Odmienną grupę stanowił też XV korpus kozacki w składzie trzech dywizji, operujący na Bałkanach przeciwko wojskom Tity. W tym czasie cofał się już w kierunku miasta Graz i tam został wydany.

Przy grupie atamana Domanowa znajdował się, znany szeroko z wojny domowej, gen. Krasnow, głośny pisarz emigracyjny, wódz ruchu kozackiego, już wówczas 76-letni starzec, nie sprawujący bezpośrednio żadnej faktycznej władzy. W nocy z 27 na 28 kwietnia do kwatery Domanowa zgłosiło się trzech oficerów z czerwonej partyzantki włoskiej z żądaniem złożenia broni. Domanow oświadczył, że kapitulować będzie jedynie wobec Anglików, złożenia broni odmówił, natomiast obiecał że w ciągu trzech dni wycofa się na północ za Alpy. W ten sposób rozpoczął się pierwszy akt dramatu.

Ruszono jedyną, wolną jeszcze, drogą w góry na Paluzzo. Stąd na przełęcz Plöcken-Pass wysokości 1.300 m, granicę Austrii. Na dole, gdy odchodzili, kwitły już migdały, zaczynało się włoskie lato. Teraz, zamiast pinii, zjawiły się po obu stronach drogi sosny, zamajaczyły białą korą brzozy, zaczęły się świerki. Rozpadał się deszcz, który niebawem przeszedł w wilgotny, lepki śnieg. Zaczęły się też pierwsze oznaki rozprzężenia. Przodem maszerował sztab, warsztaty i główne tabory; za nimi stanice dońskie, kubańskie, w końcu terskie.

Domanow pozostał jeszcze w Tolmezzo, oczekując oddziałów ściągających z rejonu Udino. Droga na Plöcken-Pass wije się serpentyną. Cały dzień i noc na 3 maja padał śnieg. Samochód, którym jechał gen. Krasnow wraz z żoną i adiutantem, utknął. Przyczepiono go do sztabowego autobusu i ciągniętona linie. O 22:30 Krasnow minął przełęcz i stanął we wsi Mauthen-Kötschach.

5 maja podciągnął Domanow z ariergardą. 6-go maja wysłał przodem delegację z białą flagą do Anglików. Delegacja wróciła z wiadomością, że brytyjski generał brygady oświadczył, co następuje:
nic konkretnego o dalszym losie Kozaków powiedzieć nie może; może jedynie zapewnić, iż w żadnym wypadku nie będą wydani Sowietom.
(…)

Na miejscu zastali już oddziały kaukaskie. Rozkaz brytyjski brzmiał: mają się rozłożyć biwakiem wzdłuż Drawy, kolei i szosy na przestrzeni 21 km.
W północnej części miasta Lienz, przepołowionego rzeką Drawą, stanął kwaterą sztab atamana Domanowa. Gen. Krasnow z żoną zamieszkał w osobnej willi, którą mu uprzejmie wyznaczyły władze brytyjskie, w odległości 4 km od miasta.
https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D1%80%D0%B0%D1%81%D0%BD%D0%BE%D0%B2,_%D0%9F%D1%91%D1%82%D1%80_%D0%9D%D0%B8%D0%BA%D0%BE%D0%BB%D0%B0%D0%B5%D0%B2%D0%B8%D1%87

Na prawym brzegu stanęła kozacka szkoła junkierska, dalej - przyboczny dywizjon i 1-szy pułk konny. Wzdłuż lewego brzegu: żandarmeria kozacka, pułki dońskie, kubańskie i terskie. Następnie tabory i warsztaty. Przestrzeń na wschód od wsi Nikolsdorf aż do Oberdrauburg zajęły oddziały kaukaskie, t.zw. Legion Kaukaski pod wodzą Sultan-Kelecz-Gireja.
http://www.hrono.ru/biograf/bio_s/sultan_kelech.php

Rodziny i uchodźcy cywilni znaleźli wygodne pomieszczenie w barakach byłego obozu dla jeńców brytyjskich Peggetz, odległego o półtora km od Lienzu. W południowej części miasta znajdował się sztab brytyjski. Kozakom pozostawiono na razie broń, a z dniem 15 maja zaczęto wydawać prowiant. Zadymiły niezliczone ogniska koło szałasów i namiotów. Wzniesiono polowe cerkiewki. Była Wielkanoc. Wydawano też nowe mundury. Dowódca jednej z brygad kozackich zwrócił się do władz brytyjskich z zapytaniem, czy mają nadal prowadzić ćwiczenia wojskowe.
- Oczywiście - odpowiedziano. - Będziecie może już wkrótce potrzebni.

Nie była to żadna rewelacja, a raczej potwierdzenie ogólnego optymizmu politycznego. Znaleźli się wprawdzie pesymiści, którzy przepowiadali że zaproponują Kozakom służbę w koloniach. Tacy należeli do wyjątków. Szkołę junkierską odwiedziło kilku oficerów brytyjskich. Gdy tłumaczka opowiadała im, że niektórzy pokonali tysiące kilometrów, aby wydostać się spod jarzma bolszewickiego, oficer brytyjski westchnął:
- Niech ich Bóg wspomaga.

16 maja, nazajutrz po wydaniu obfitych porcji żywnościowych, nakazano Kozakom złożyć broń, pozostawiając  ją tylko oficerom i żandarmerii. Istnieje stare jak świat doświadczenie ludzkie, że jak
w życiu cywilnym nie oddaje się pieniędzy, tak w życiu wojskowym nie oddaje się broni inaczej niż pod gwarantowany weksel! Cóż począć jednak, gdy inni pouczają, że optymizm i wiara zdolna jest poruszyć góry.

Do siedziby prywatnego banku kozackiego, umieszczonego w jednym z budynków Lienz, przybył rano oddział żołnierzy brytyjskich i zażądał wydania kluczy od kasy. Mimo protestów, że kasa zawiera wyłącznie prywatne pieniądze Kozaków, żołnierze załadowali ją na ciężarówkę i wywieźli. Tymczasem brytyjski oficer łącznikowy nakazał rozdawnictwo dzieciom pomarańcz i czekolady. Zaproponował organizację koncertów i w tym celu odszukanie odpowiedniej sali w mieście. Salę odszukano. Obiecał ją pięknie odremontować na koszt władz okupacyjnych. Obiecał zbudować kuchnie kryte, by Kozacy nie potrzebowali gotować na ogniskach. Istotnie zaczęto już zwozić cegłę. W końcu wystąpił z projektem wydawania gazety kozackiej. W tym celu do lokalu b. niemieckiego Arbeitsamtu zwołał naradę, na którą przybyło 12 osób z redaktorem Tarusskim na czele. Oficer wyłożył swój plan, zapewniając dostarczenie niezbędnych środków finansowych. Na razie zaś poprosił o imienny spis wszystkich dziennikarzy. Wręczono mu go z gorliwością.
 - Thank you very much – odpowiedział oficer. W kilka dni później Tarusskij popełnił samobójstwo...
https://soyuz-pisatelei.ru/forum/52-1257-1
Ale zbytnio wybiegamy naprzód.

Wczesnym rankiem 27 maja podano do powszechnej wiadomości, że całe wojsko kozackie będzie otrzymywało pełne racje armii brytyjskiej.
- Hurra! - wołano po namiotach i szałasach. W kilka godzin później, o 10-ej rozkazano wszystkim oficerom i żandarmerii oddać broń do 12-ej w południe. Na pytanie atamana Domanowa, wyjaśniono że chodzi tu tylko o zamianę broni na bardziej jednolitą i nowoczesną. Nazajutrz, 28 maja, powiadomiono Domanowa, że wszyscy oficerowie i urzędnicy wojskowi  mają się przygotować na godzinę 1-szą po południu do wyjazdu na specjalną konferencję z władzami brytyjskimi.

Dzień był upalny. Niebo bez chmurek. Wynikło zagadnienie w co się ubrać na konferencję, do której większość oficerów kozackich przywiązywała wielką wagę. Konferencja z najwyższymi władzami brytyjskimi!
- Płaszcze brać? Wieczór może być chłodny.
- Ale skąd. Żadnych rzeczy, żadnych płaszczów - oficer rozstawił palce u ręki, a drugą, zaginając palec po palcu, zaczął wyliczać:
- Moi panowie, o 3-ej rozpoczyna się konferencja w Villach, obrady potrwają godzinę, najwyżej półtorej; o 5-ej, najdalej o 5:30, no, powiedzmy o 6-ej będziecie z powrotem. Oficerowie zaczęli się szybko rozchodzić, ażeby zdążyć przebrać się w najlepsze mundury, wyglansować buty.
W błyszczących epoletach zjawiali się na miejsce odjazdu. Ci, ze starej emigracji przyczepili carskie ordery.

W tej chwili... daleko gdzieś, zdawało się w górach, gruchnął pojedynczy strzał. Nikt wówczas nań nie zwrócił uwagi. To zastrzelił się podesauł Gołowinskij, „taki dziwak", jak o nim wczoraj mówiono:
jedyny, który odmówił wydania broni.

 Samochody już podjeżdżały.

Tam, gdzie nie działa doświadczenie, działa czasem instynkt: niektóre z żon zaczęły raptem, bez żadnej widocznej przyczyny, płakać.
- Proszę uspokoić żony - powiedział oficer do tłumaczki.
- Daję słowo brytyjskiego oficera, że ich mężowie wrócą najpóźniej pomiędzy 5-tą, a 6-tą, wieczorem.

Dzień był upalny. Może dlatego godziny wlokły się tak długo. Przyszła wreszcie 5-a, czekano do 6-ej... Minęła 7-a... Na konferencję wyjechało parę tysięcy oficerów. Żaden z nich nie wracał. Straszliwe przeczucie zaczęło ogarniać pozostałe rodziny. Żołnierze także zaczęli się gromadzić i rozprawiać.

Nikt oczywiście nie mógł wiedzieć o tym, że już pięć dni temu, 23 maja 1945, pomiędzy władzami brytyjskimi i sowieckimi zawarto w Wiedniu układ o wydaniu wszystkich oficerów i ich rodzin w ręce władz sowieckich.

W stanicach wzdłuż Drawy przystąpiono w końcu do przygotowywania posiłku wieczornego.
Raptem, o 8-ej wieczorem wezwano tłumaczkę do kancelarii w Peggetz...

******

Zanim przejdę do opisu  przebiegu „konferencji”, chciałbym zatrzymać się na chwilę nad niewątpliwie ciekawym zagadnieniem: w jaki sposób tysiące oficerów ze starymi generałami na czele mogło do tego stopnia naiwnie dać się uprowadzić w pułapkę?  Zaszedł wszak wypadek, który powinien był wywołać niepokój. 27 maja przybył do Lienz gen. Szkuro, stary emigrant, który nigdy obywatelem sowieckim nie był. Jeden z wybitniejszych generałów wojny domowej, przy tym w okresie wspomagania „białych" przez Wielką Brytanię, odznaczony wysokim orderem brytyjskim. Zgotowano mu przyjęcie entuzjastyczne.
http://www.hrono.ru/biograf/bio_sh/shkuro.php

Nazajutrz..., czyli właśnie owego 28 maja, do kwatery gen. Szkury przybyło dwóch oficerów brytyjskich, aresztowało go i wywiozło w niewiadomym kierunku. Wypadek ten, sam przez się mogący wzbudzić poważniejsze refleksje, utonął wszakże w rozgardiaszu i komentarzach na temat konferencji. Zwołanie jej nie stało w sprzeczności, a raczej wydawało się większości logiczną konsekwencją optymistycznych oczekiwań. Każdy chciał być raczej obecny niż nieobecny.

W nieunikniony konflikt z Sowietami wierzyło 90%, jak wierzyło 90% żołnierzy 2-go Korpusu polskiego we Włoszech, jak wierzyło pół Europy. Poza tym Kozacy byli skłonni wszystkie zalety pod słońcem przypisywać Brytyjczykom. Nigdy jeszcze słowo „gentleman" nie było w tak krótkim czasie tylokrotnie wypowiedziane i komentowane. Gdy zaś z ust tych „gentlemanów” padały zapewnienia poparte honorem oficerskim, rozproszyły się ostatnie wątpliwości nielicznych sceptyków.

Nieco odmienne było zachowanie się samego atamana Domanowa (powieszonego później w Moskwie). Zwoławszy na rozkaz brytyjski wszystkich oficerów, na pytanie zadane przez jednego z dowódców pułku: „Co nas czeka ?", odpowiedział: - Chyba nic dobrego. Zapewne druty.
- Co robić z oficerami którzy zaczną uciekać w góry?
- Pan jest dowódcą pułku. Pan mnie zrozumiał.
W istocie jednak: nie zrozumiał. Tym bardziej że pojechał sam Domanow, a wypowiedź jego świadczyć może że i jego przewidywania nie posunęły się w pesymiźmie dalej niż brytyjski obóz jeniecki.

O 1-ej po południu zajechały ciężarówki. Według prowizorycznych obliczeń pojechało: 35 generałów, 167 pułkowników, 283 podpułkowników, 375 esaułów, 460 podesaułów, 526 sotników, 756 chorążych, 124 urzędników wojskowych, 15 osób personelu lekarskiego, 2 fotografów, 5 oficerów łącznikowych i 2 duchownych. Dopiero w ciężarówkach coś ich tknęło. Zaciągnięto brezenty. Obok szoferów siedli żołnierze uzbrojeni w pistolety automatyczne. Ktoś próbował zaśpiewać, ale urwał. Po przejechaniu 12 km kolumna się zatrzymała. Podjechały lekkie czołgi. Droga wiodła wzdłuż Drawy przez Greifenburg - Steinfeld - Sachsenburg - Möllbrücke do...

Przerzucić się psychicznie z jednej skrajności w drugą nie jest łatwo: z poczucia bezpieczeństwa w strach, z zaufania w rozpacz. Ilu potrafiło tego dokonać dokładnie nie wiadomo. Przyjmuje się hipotetycznie liczbę 5 oficerów, którzy wyskoczyli w biegu i uciekli w lasy.

Od Möllbrücke, wciąż korytem Drawy, droga skręca raptownie na południowy wschód, i o 13 km dalej leży miasto Spittal. Samochody wjechały w bramę obozu otoczonego potrójnym ogrodzeniem z drutów kolczastych. Gęsto rozstawione posterunki. Zaczął się wyładunek.

Oficerów podzielono od razu według rang, przydzielając każdej grupie osobny barak. Wewnątrz panował brud i nieład, na ziemi leżała stara słoma. Po godzinie dowódca angielski wezwał trzech generałów kozackich, w tej liczbie Domanowa i Tichockiego, i oświadczył im lodowato:

- Proszę powiadomić wszystkich oficerów,  że zgodnie z umową zawartą pomiędzy rządem Jego Królewskiej Mości i Związkiem Socjalistycznych Republik Sowieckich, przekazani zostaną  do rozporządzenia sowieckich władz wojskowych. Odjazd ze Spittal nastąpi jutro o 4-ej rano.
Tichockiemu zrobiło się słabo i upadł.

******

Choćbyśmy się nie wiem jak starali odciąć od t.zw.  „psychiki wschodniej", łatwo zrozumiemy, że to co najbardziej musiało zaskoczyć przeszło dwa tysiące oficerów dońskich, kubańskich, terskich... Gruzinów, Osetyńców, Karaczajów, Inguszów i t.d., to był niewątpliwie „styl" załatwienia całej sprawy. Styl  zresztą odmienny również od procedury, która by była zastosowana w podobnych wypadkach na całym kontynencie europejskim. Gdzie indziej mogło być raczej gorzej, ale  - „nie tak”..... ! I właśnie to zaskakujące, to „nie mieszczące się w głowie" spotęgowało jeszcze paraliż psychiczny, który opanowuje zazwyczaj skazańców przed wykonaniem wyroku.

Najbardziej niezwykłym objawem bohaterstwa ubiegłej wojny było niewątpliwie powstanie ghetta warszawskiego. Ci, co wzruszają ramionami twierdząc że Żydzi „nie mieli ani innego wyjścia, ani żadnej nadziei", zdradzają głęboką nieznajomość psychiki ludzkiej. Właśnie najtrudniej jest walczyć bez nadziei! W Katyniu tylko 4% oficerów miało skrępowane ręce.

W Spittal też nikt nie rzucił się na Brytyjczyków z gołymi rękami. Zaczęli zrywać z siebie dystynkcje oficerskie i ordery, zdzierać czerkieski, szarpać paradne mundury włożone na  „konferencję". Niektórzy na podłogę baraków rzucali nawet poświęcane krzyżyki. Dziennikarz Tarusskij powiesił się pierwszy. Starzy emigranci próbowali redagować petycje; nowi emigranci przeklinali ich za "tchórzostwo i niesolidarność"; dochodziło do gorszących kłótni zupełnie bezprzedmiotowych, albowiem petycji tych nie tylko nikt nie rozpatrywał, ale nawet nie przyjmował.

Przez pewien czas nadzieję pokładano jeszcze w gen. Krasnowie, ze względu na jego bądź co bądź głośne nazwisko i osobistą znajomość z gen. Alexandrem.
https://muzeum1939.pl/wojennidowodcy-harold-alexander/aktualnosci/3984.html

Chciano przywołać zza drutów przedstawiciela władzy okupacyjnej żeby rozmawiał z Krasnowem. Staruszek nie mógł stać i czekać, więc wyniesiono mu przed druty krzesło. Żołnierz brytyjski kopnął krzesło, które rozleciało się w drobne kawałki.

W nocy powiesił się płk  Michajłow, ale w ostatniej chwili odcięto go z pętli. Nazajutrz, 9 maja o świcie, dwaj duchowni prawosławni wyszli na plac przed barakami, i rozpoczęły się uroczyste modły zmiłowanie. Wokół nich stłoczył się tłum zarówno prawosławnych jak muzułmanów.

O 6-ej rano przybyły zapowiedziane ciężarówki. Gromadnie odmówiono dobrowolnego wsiadania. Wówczas na dany rozkaz zaczęli zbliżać się żołnierze uzbrojeni w pistolety automatyczne i grube pałki. Oficerowie kozaccy stłoczyli się, wziąwszy się pod ręce. Nic nowego pod słońcem!  Żołnierze brytyjscy zaczęli bić pałkami, bić po głowach i złączonych rękach. Wyrwano pierwszego oficera
z szeregu i wrzucono do samochodu. Wyskoczył. Wtedy pobito go znowu i zapędzono powtórnie. Znowu wyskoczył. Wówczas uderzeniem kolb i pałek powalono go na ziemię i skopano butami, aż zastygł bez ruchu w kałuży krwi. Wrzucono go jak worek na dno ciężarówki... Ludzie zaczęli wsiadać.

Niektórzy z Brytyjczyków mrużyli oczy i zaciskali zęby. Inni bili z zacietrzewieniem. Był i taki, który miał łzy w oczach. Był też taki, który podszedł z koszykiem i wyciągając z kieszeni paczki z papierosami, zaproponował:
- Za jednego papierosa zegarek.
Co po zegarku!... A wszyscy już wypalili papierosy, które wzięli ze sobą na „konferencję".
 Oficerowie brali po papierosie i rzucali do koszyka po zegarku. Zastrzelił się jeszcze gen. Siłkin. https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A1%D0%B8%D0%BB%D0%BA%D0%B8%D0%BD,_%D0%A2%D0%B8%D1%85%D0%BE%D0%BD_%D0%9A%D0%BE%D0%BD%D1%81%D1%82%D0%B0%D0%BD%D1%82%D0%B8%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%B8%D1%87
W ostatniej chwili powiesił się oficer Charłamow.

Brytyjczycy zwolnili jednego z duchownych, 2 urzędników wojskowych i 12 lekarzy. Wypuszczono także wyrostka, Kozaczka-spadochroniarza o przezwisku  „Ryżeńki".

Oficer brytyjski podszedł do dowódcy oddziałów kaukaskich Sultan- Kelecz-Gireja, oświadczając  że
wyznacza go szefem, odpowiedzialnym za zachowanie się oficerów kaukaskich. Sultan-Kelecz-Girej splunął mu pod nogi.

Krasnow nie wyszedł na plac. Siedział w otwartym oknie baraku i patrzył. Żołnierze brytyjscy zauważyli go w ostatniej chwili i rzucili się by go wyciągnąć przez okno. Kilku oficerów kozackich odepchnęło żołnierzy i wzięło atamana na ręce.

Wśród oficerów, wtłoczonych do ciężarówek, było 32% byłych obywateli sowieckich i 68% starych emigrantów, którzy nigdy obywatelami sowieckimi nie byli.
(Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich został utworzony 30 grudnia 1922 -  przypis S.O)

******

Powróćmy teraz do owej godziny 8-ej wieczorem dnia poprzedniego, która takim strachem napełniała rodziny pozostałe w Lienz.
- Czy tłumaczka już przyszła? – spytał nerwowo oficer brytyjski.
- Yes, sir.
- Proszę zawołać.

Przed kancelarią stała jedna z ciężarówek, która wywiozła oficerów na konferencję. Powróciła pusta. Tłumaczka, zobaczywszy ją, zbladła i weszła do kancelarii.
- Gdzie są nasi oficerowie ? pytała.
- Nie wrócą tutaj - odparł oficer.
- A gdzie są?!
- Nie wiem.
- Pan przecież zapewniał, że będą najdalej o 6-ej z powrotem. Więc pan oszukiwał?  
- Droga pani, my jesteśmy tylko żołnierzami i wykonujemy rozkazy naszych przełożonych. Proszę natychmiast przygotować spis pozostałych oficerów. W ten sposób masę kozacką pozbawiono kierownictwa. Do 2-ej w nocy ludzie chodzili z miejsca na miejsce i gadali, a później poszli spać. Nazajutrz, 29 maja, o 9-ej rano zjawił się młody oficer brytyjski i wręczając tłumaczce tekst odezwy,
nakazał ją natychmiast rozpowszechnić:
„Kozacy! Wasi oficerowie okłamywali was i prowadzili fałszywą, drogą! Zostali aresztowani i już nie powrócą. Teraz, uwolnieni od ich wpływu i nacisku, możecie swobodnie mówić o ich kłamstwach
i nareszcie będziecie mogli wypowiadać nieskrępowanie wasze przekonania i wasze pragnienia. Wszyscy powrócicie do ojczyzny, …” i t.d.
Widać było że tekst ułożyły władze sowieckie. Dalej następowało wezwanie do bezwzględnego poddania się rozkazom brytyjskim. O 10-ej rano zapowiedziano, że 31  maja o 7-ej rano rozpocznie się repatriacja pułków kozackich i ich rodzin.

Było jasno, ciepło, pogodnie. Wiadomość wydała się piorunem z jasnego nieba! Powstała panika.
W baraku nr 6 obozu Peggetz zwołano prowizoryczną naradę. Na wodza ad hoc organizowanej akcji biernego oporu wysunięto podchorążego Połunina. Ogłoszono powszechną głodówkę i rozklejono plakaty zredagowane po angielsku: „Wolimy głód i śmierć tu niż powrót do Związku Sowieckiego!"

We wszystkich obozach l stanicach wywieszono czarne flagi. Na placach obozowych zbudowano prowizoryczne ołtarze, i duchowni odprawiali przy nich dzień i noc nabożeństwa, spowiadając i udzielając komunii. Naturalnie nie obeszło się bez pisania zbiorowych petycji: do króla i królowej, do biskupa Canterbury, do Churchilla, do papieża, do króla serbskiego Piotra, do gen. Eisenhowera, do parlamentów krajów demokratycznych… Wojskowa kancelaria brytyjska petycje przyjmowała i rzucała do kosza.
- Trzymajmy się, trzymajmy się! - podawano z ust do ust.
- Trzymajmy się razem, a nic nam nie zrobią. Nie dopuszczą do ostateczności!

Po barakach, namiotach i szałasach rozdmuchiwano przy niezapalonych z powodu głodówki ogniskach, iskry nadziei. Tak minął dzień 30 maja. Wieczorem zapowiedziano, że wskutek przypadającego na dzień następny święta katolickiego  Boże Ciało, repatriacja została przesunięta na dzień 1 czerwca. Wieczorem 31-go wyłączono dopływ wody w barakach.

******

Czytałem gdzieś, że był taki niegrzeczny chłopczyk, który gdy go ojciec chciał sprać pasem, składał pokornie ręce i klękał do modlitwy, bo modlitwy nawet ojciec nie ma prawa przerywać. To chyba było jeszcze w minionym wieku, długo przed rokiem 1914.

A 1 czerwca próbowało tego sposobu kilkadziesiąt tysięcy w dolinie rzeki Drawy. Ale był to już rok 1945... Od świtu utworzyła się olbrzymia procesja, która ruszyła do kaplicy polowej w obozie Peggetz. Przodem kroczyli duchowni w ornatach. Niesiono krzyże, chorągwie, księgi, zapalone świece. Słońce zaledwie wzeszło i ledwo różowiły się śniegi na szczytach Alp. Myczały krowy kozackie, nie dojone w ogólnym zamieszaniu. Po pastwiskach rozłaziły się niedopatrzone konie i wielbłądy astrachańców. Nad Drawą wisiała jeszcze mgła. Niepisanym nakazem postanowiono przybrać postawę biernego oporu.
-  Tylko nie ruszać Anglików! Modlić się. Obroni Przenajświętsza Bogurodzica.
Tak zrobiono. Modły trwały bez przerwy, ale około 8-ej rano zbliżyły się szerokim wachlarzem czołgi brytyjskie i stanęły w odległości 100 m. Od strony baraków zajechały ciężarówki, do których miano ładować ludzi i odwozić na stację do oczekujących pociągów. Cały zaś obóz otoczony został tyralierą żołnierzy zbrojnych w karabiny z nasadzonymi bagnetami, pistolety automatyczne i pałki. Jeszcze przez krótki czas trwały nabożne pieśni, gdy nagle żołnierze rzucili się na tłum, rozrywając łańcuch rąk i bijąc po głowach kolbami i pałkami. Powstała panika, krzyki; deptano i zadeptywano się wzajemnie. Tłum, cofając się zaczął napierać na parkan odgraniczający obóz od pola. Parkan runął pod naciskiem. Ale na polu też stały czołgi. Żołnierze strzelali nie w górę lecz pod nogi. Zbitych i okrwawionych chwytano i wleczono do ciężarówek. Również w dalszych obozach rozległy się strzały. Ludzie rzucali się na oślep, uciekali w lasy, skakali do rzeki. W nieopisanym tumulcie rozbiegły się tabuny koni. Miejscowa ludność początkowo żegnała się nabożnie krzyżem świętym, gdy jednak ktoś zrobił początek, rzuciła się by grabić opustoszałe namioty, łapać konie, zabierać bydło. Wtedy księża katoliccy kazali bić w dzwony i nawoływać ludność do zaprzestania hańbiącej grabieży. Na wieżach kościelnych pojawiły się też czarne chorągwie.

Tymczasem główna masa ludzka w Peggetz, cofając się przed żołnierzami, usiłowała jeszcze wyrywać z ich rąk tych, których już schwytali. Wtedy to padł pierwszy Kozak przebity bagnetem. Tłum odpłynął i odsłonił ołtarz. Pop wyciągnął ku żołnierzom Biblię, ale wytrącono mu ją z rąk bagnetem. Jeden z Kubańców zasłonił się obrazem Matki Boskiej, otrzymał jednak cios w skroń, skóra wraz z włosami  zawisła mu na ucho. Trzeci próbował parować cios chorągwią św. Mikołaja Cudotwórcy, uderzenie pałki wbiło chorągiew w błoto.
https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9D%D0%B8%D0%BA%D0%BE%D0%BB%D0%B0%D0%B9_%D0%A7%D1%83%D0%B4%D0%BE%D1%82%D0%B2%D0%BE%D1%80%D0%B5%D1%86

Improwizowana kaplica, ołtarz, obrazy, kielichy, wszystko zostało przewrócone i stratowane. Nagle ktoś krzyknął, inni go podtrzymali, i rozległo się zgodne a groźne: „Urrra!". Wydawało się, że Kozacy sami chcą przejść do natarcia. Żołnierze brytyjscy prędko zawrócili i zaczęli wystawiać karabiny maszynowe. Jeden  z duchownych, ratując sytuację, wezwał ponownie do modlitwy...
- Gdy się modlono, żołnierze, pozostawiając na placu rannych i trupy zatłuczonych i zakłutych bagnetami, powrócili do baraków, wywlekając ukrywających się tam ludzi i pakując do samochodów. Jeden z Kozaków stawiał czynny opór, więc powalono go na ziemię, dwóch ciągnęło za nogi, a trzeci podpychał go końcem buta w ciemię. Pewna kobieta miała na ręku okrwawione dziecko. Żołnierz opatrzył dziecko własnym bandażem, ale mimo błagań, oboje wpakował do ciężarówki. Spośród żołnierzy brytyjskich czekających opodal czołgów, wielu okazało współczucie. Mówiono o jednym, który łamanym rosyjskim szepnął:
- Nie dawajcie się, oni nie mają prawa.
- Mała dziewczynka podeszła do innego i podała mu kartkę napisaną po angielsku:
„Zabijcie nas, ale nie oddawajcie bolszewikom". Żołnierz przeczytał, schował do kieszeni i nagle zapłakał.

O  5-tej  po południu  do tłumu podjechał w „jeep’ie oficer brytyjski i oświadczył przez głośnik:
- Kozacy! Jestem pod wrażeniem waszej bohaterskiej postawy, ale w myśl umowy jałtańskiej, wszyscy którzy byli obywatelami Związku Sowieckiego do 1 września 1939 r., muszą zostać repatriowani! Kto jest w posiadaniu dokumentów stwierdzających że w tym czasie nie przebywał na terytorium Sowietów, niech je przedstawi.

W ten sposób począwszy od 5-ej de facto zaprzestano masakry na terenie największego skupiska 
w obozie Peggetz. Opodal  jeep’a, w którym stał oficer brytyjski, leżał zabity junkier, nieco dalej ciało kobiety obejmujące martwe dziecko. Jak ustalono później na podstawie znalezionych przy trupach dokumentów, junkier pochodził z Dniepropietrowska, kobieta urodzona była na Kubaniu,  a dziecko już Włoszech.

Tymczasem wzdłuż Drawy szła dalej wielka obława na ludzi mających być wydanymi Sowietom. Strzelano do uciekających. Przypadkowo czy też umyślnie zastrzelono kobietę,  którą wykrył pies w krzakach. Były wypadki rzucania się pod czołgi. Gdy zabierano chorych i rannych ze szpitala, jeden z nich wyskoczył z okna na bruk. Dużo ludzi utonęło w Drawie. Wszyscy pamiętają kobietę, która płynęła rzeką na wznak, z przywiązanym na piersiach niemowlęciem. Obok, brzegiem, biegł żołnierz brytyjski i usiłował wyłowić ją za pomocą długiej żerdzi. Ale nie mógł jej dosięgnąć. Wreszcie wody zaniosły ją w małą zatoczkę. Dziecko było już martwe, a kobieta zmarła po kilku godzinach w szpitalu. Była to lekarka z zawodu, rodem z Kubania, nazwiskiem Woskobojnikowa. Matka i jej i 14-letnia siostra utonęły.

Na drugi dzień rozpoczął się następny akt dramatu, tak dobrze znany wszystkim emigrantom politycznym na świecie: wydobywanie dokumentów stwierdzających że...; walka o świadectwa i upraszanie świadków; intrygi, zabiegi, machlojki I kombinacje wszelkiego rodzaju. Ale ani lament, ani zsyłka nie ustały. Biegały kobiety z rozwianym włosem, szukając wywiezionych w zamieszaniu dzieci; biegały płaczące dzieci, szukając wywiezionych rodziców. Lamentowano nad rozgrabionym mieniem. Tymczasem dalsze transporty odjeżdżały na wschód w odrutowanych wagonach, które w wypadkach zsyłek nie przez sojuszników, ale przez wrogów, zwykliśmy nazywać  „bydlęcymi". Wielu opanowało zniechęcenie i apatia. Tak np. gdy 2 czerwca przystąpiono do wywożenia szkoły junkierskiej, z szeregu junkrów, którzy stawiali dotychczas największy opór, wyszedł jeden, zarzucił swój worek na plecy i machnął ręką: - Ech, bratcy! Jadę do rodzinnego kołchozu... I nagle wszyscy w milczeniu poszli jego śladem.

Tego samego dnia wywożono pułki 3-ci kubański I tersko-stawropolski. Kozacy uciekali w pojedynkę lub grupami. Początek wydawał się zawsze łatwy. Oto grupa 60-ciu dotarła górami do włoskiej granicy i nie przekraczając jej zwróciła się na zachód, kierując na Innsbruck. Aby ominąć posterunki brytyjskie szli szczytami, czasem po śniegu. 11 czerwca wykrył ich samolot brytyjski i ostrzelał. Schowali się w szczelinach skalnych, ale jeden został ranny. Zabrali rannego i poszli dalej; jednak samoloty śledziły ich marszrutę. Gdy zaczęli schodzić w przełęcz, natknęli się na zasadzkę i zostali ujęci, po czym odstawieni do obozu I wydani bolszewikom, poza jednym, któremu udało się zbiec.
Do organizacji obław w górach władze brytyjskie użyły także b. jeńców sowieckich, zwolnionych z obozów niemieckich.
Mało już kto w dolinie Drawy modlił się. Ikony i chorągwie leżały porozrzucane i połamane na ziemi.

(…)

Powracam do przerwanego 29 maja wątku „konferencji" w Spittal. Zajechały 4 sztabowe autobusy
 i 58 ciężarówek, nie licząc kilkunastu samochod6w Innego typu. Transport oficerów ochraniało:
25 lekkich czołgów, 105 motocyklistów, 140 szoferów i ich  pomocników uzbrojonych w pistolety automatyczne, 70 żołnierzy z pistoletami automatycznymi gotowymi do strzału, 30 żołnierzy na czele pochodu, 60  na dwóch ciężarówkach zamykających konwój. Ogólna ilość uzbrojenia: 310 plstolet6w automatycznych, 125 karabinów maszynowych, 21 lekkich armat.

Zanim ten ponury pochód osiągnął  linie sowieckie, dwóch oficerów się otruło a 19 próbowało uciec. Z tych 19 ucieczka udała się tylko czterem, 15 zastrzelono.
(…)

12 generałów, w tej liczbie Domanowa, Krasnowa, Sultana-Kelecz-Gireja oraz Szkurę (odstawiony dopiero 31 maja specjalnym samochodem wraz ze swym adiutantem Połowinem), wysłano do Moskwy i tam ich powieszono. 120 oficer6w zastrzelili konwojenci sowieccy po drodze z Grazu do Wiednia. W Wiedniu rozstrzelano jeszcze 1.030,  a kolejnych 983, których wywieziono na dalsze badania, zniknęło bez wieści. Dane te nie są ostateczne i wymagałyby sprawdzenia, gdyby takie sprawdzenie było możliwe.

Istnieją także obfite materiały dotyczące wydania trzech dywizji XV Korpusu kozackiego w Judenburgu. Zastosowano tam niemal identyczne metody.

************

Wykaz moich notek na portalu "Szkoła Nawigatorów" pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty

 

 

 

 

 

 

 



tagi: angielska robota 

stanislaw-orda
15 listopada 2022 07:04
11     1884    7 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

chlor @stanislaw-orda
15 listopada 2022 08:45

Każdy mieszkaniec terenów na wschód od Odry jest dla postępowego Zachodu bydłem które można opylić Moskwie za czapkę śliwek dla zachowania pokoju.

 

zaloguj się by móc komentować

Autobus117 @stanislaw-orda
15 listopada 2022 09:16

Panie Stanisławie, aleś Pan od rana dół wykopał. 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @chlor 15 listopada 2022 08:45
15 listopada 2022 09:27

Germanie (anglosasi) mieli i mają nas za Indian.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @stanislaw-orda 15 listopada 2022 09:27
15 listopada 2022 09:28

Tekst dedykowany wzmożonym anglo i NATO -filom.

zaloguj się by móc komentować

Wrotycz1 @stanislaw-orda
15 listopada 2022 09:32

Zawsze miło jest poczytać o wyczynach angielskich gentelmanów.

zaloguj się by móc komentować

Andrzej-z-Gdanska @stanislaw-orda
15 listopada 2022 10:38

Jak widać nic się nie powtarza, ale znowy mamy ukraińców i brytyjczyków... i...


Warto jednak przypominać sobie poniższe stwierdzenia, cytuję:

Istnieje stare jak świat doświadczenie ludzkie, że jak w życiu cywilnym nie oddaje się pieniędzy, tak w życiu wojskowym nie oddaje się broni inaczej niż pod gwarantowany weksel! Cóż począć jednak, gdy inni pouczają, że optymizm i wiara zdolna jest poruszyć góry.

W nieunikniony konflikt z Sowietami wierzyło 90%, jak wierzyło 90% żołnierzy 2-go Korpusu polskiego we Włoszech, jak wierzyło pół Europy. Poza tym Kozacy byli skłonni wszystkie zalety pod słońcem przypisywać Brytyjczykom.

 

i cieszyć się, że nie musimy stawać przed takimi "wyborami". :((

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Andrzej-z-Gdanska 15 listopada 2022 10:38
15 listopada 2022 18:30

poruszone góry skutkują osypiskami pogruchotanych skał

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @stanislaw-orda
15 listopada 2022 21:32

Oficer

Słowo

Honor

.... lepiej zacząć od officer.

Tak. To jest zorganizowana zaraza.

 

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @MarekBielany 15 listopada 2022 21:32
16 listopada 2022 11:03

motto (polskiego wojennego emigranta z II Korpusu Polskiego, pozostałego po zakończeniu wojny w Londynie; grudzień AD 1989):

"wolę pocałować "Ruska" w d... , niż Anglika w rękę".

Wyrażone w  bezpośredniej rozmowie między nami.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @stanislaw-orda 16 listopada 2022 11:03
16 listopada 2022 21:27

Jak to mówią: grubo.

Beznadziejna rozpacz.

 

zaloguj się by móc komentować


zaloguj się by móc komentować